środa, 16 września 2015

- twenty eight -

Melania postanowiła rozładować emocje w kuchni. Nie wiedziała, co ze sobą począć i przez chwilę miotała się w każdą stronę.
- Pierogi - przypomniała sobie cel dnia. Czym prędzej uszykowała stolnicę, a po chwili w obłokach mąki wyrabiała ciasto. Daleko jej było do delikatności, gdyż masa odbijała się raz po raz z hukiem od blatu.
- Co ci ta paćka zrobiła? - usłyszała nad sobą głos siatkarza, jednak nawet się nie odwróciła. Jej ruchy mimo tego stały się nieco delikatniejsze. - Nie obraź się, ale nie wygląda to zbyt apetycznie... Chyba, że po ugotowaniu zyskuje jakieś super właściwości. Macie aż taki post w święta?
- Kucharz się znalazł - mruknęła, spoglądając na niego gniewnie.
- Hej, nie znam się na tym ani trochę, dlatego pytam - uniósł ręce w obronnym geście, po czym usiadł naprzeciwko niej i z zaciekawieniem wpatrywał się w jej ruchy. - Co tutaj masz właściwie?
- Mąkę z wodą - odparła, wiedząc, że nie przekona dzisiaj siatkarza do tej potrawy. Jutro będzie umierał z zachwytu, a wtedy ona zatriumfuje. - Spokojnie, w lodówce mam farsz.
- Farsz? - zabawnie zmarszczył brwi, na co Mely mimowolnie uśmiechnęła się. Chłopak po prostu rozbrajał ją swoją dziecinnością. - Ale jak chcesz to wsadzić do tego ciasta?
- Naiwny siatkarzyku. Zaraz zobaczysz.
Zabrała z szafki wałek, czując cały czas uważny wzrok atakującego. Pomyślała, że ze stresu i chęci zaimponowania jeszcze nic jej nie wyjdzie. Posypała mąką blat i zaczęła rozpłaszczać masę. Przy okazji przewracania coraz bardziej cienkiego płatu, w powietrze wzbił się tuman białego pyłu, a jego ofiarą padła twarz bruneta. Dziewczyna widząc go w białej maseczce, parsknęła śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknął, przecierając oczy, jednak po chwili również wykrzywił wargi w górę. - Przez ciebie nic nie widzę...
- Lepiej? - ochlapała go odrobiną wody pozostałej w szklance.
- Nie mogłaś podać mi po prostu ścierki? - spojrzał na nią z uniesioną brwią, a z lokowanej grzywki kapała mokra paćka.
- Tak było zabawniej - odparła, krztusząc się ze śmiechu. - Gdybyś tylko siebie widział, hahaha.
- Jak zaraz siebie zobaczysz! - zgarnął część mąki, która została na blacie i dmuchnął w dziewczynę. - Widzisz, też ci ładnie!
- Aaaaleks - jęknęła, wytrzepując włosy. - Tak wygląda twoje pomaganie?
- To nie ja zacząłem! - założył ręce na piersi i spojrzał na nią obrażony. Mely pokręciła głową: jak dziecko... - Daj mi coś do roboty, a nie śmiej się tylko.
- Nie oburzaj się tak - podeszła do niego i wytargała go za policzek. - Od kiedy to masz 5 lat?
- Jeśli zamierzasz mnie tak tarmościć to mogę być i pięciolatkiem - zabawnie zmarszczył nos.
- Nie kręcą mnie dzieciaki, wolę trochę starszych facetów - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy, pożyczę laskę od twojej babci - mrugnął do niej i potargał jej włosy, po czym usiadł na krześle z głośnym sapnięciem i poklepał swoje kolano. - Choć kochanie, opowiesz mi co tam w szkółce.
- Jesteś nienormalny - szatynka popukała się sugestywnie w czoło. - Patrz uważnie, pokażę ci jak zrobić pieroga.
Dobrze rozwałkowane ciasto spoczywało na stolnicy. Melania wzięła szklankę i wycięła z niego kilka kółek. Wzięła jedno z nich do dłoni i łyżeczką nałożyła niewielką ilość farszu. Potem starannie zlepiła końce koła. Zerknęła na siatkarza, który z wielkimi oczami patrzył na pieroga z kapustą i grzybami.
- Twoja kolej, cwaniaku.
- I to już? - brwi zdziwionego bruneta uniosły się. - Takie.. Czary-mary, rachu-ciachu i już? To nie może być takie trudne! - zawołał, po czym sięgnął po kółko. Nałożył łyżeczkę farszu, po czym zamyślił się. Jego duże dłonie przy tej czynności wyglądały niezwykle uroczo. Serb wysunął nieznacznie język, skupiając się na zlepieniu krawędzi placka. Po dłuższej chwili spojrzał zadowolony na Mely, jednak ta pokręciła głową.
- Rozleci się w gotowaniu - powiedziała spokojnie i pokazała palcem na kilka miejsc. Brunet starał się odpowiednio je docisnąć, jednak skutek był taki, że "brzuszek" z farszem pękł. Mel prawie parsknęła śmiechem, widząc siatkarza, który miał minę zbitego psa.
- To jest głuuupie – stęknął.
 Przyjaciółka zabrała jego dłoń i powtórzyła wcześniejszą czynność z tym, że sterowała jego palcami za pomocą swoich. O mały włos nie pogubiła się w tej plątaninie rąk.
- Dlaczego tobie idzie to tak łatwo? - zapytał, kiedy w końcu "wspólnymi siłami" ukończyli lepienie nieszczęsnego pieroga. Mel sięgała właśnie po następny krążek.
- Bo mam za sobą lata praktyki. Nie bądź dla siebie taki surowy. Próbujesz jeszcze raz sam?
- I tak mi się nie uda - mruknął, zakładając ręce na piersi. Mely rozplątała ten uścisk, po czym stanęła za nim i chwyciła wolny placek.
- Pokieruję cię - usłyszał jej szept przy uchu i drgnął mimowolnie. Zaskoczyło go, jak sprawnie lawiruje pomiędzy jego palcami. Nie zauważył nawet, kiedy dała mu więcej swobody, a on sam zakleił krawędzie pierożka.
- O - ucieszył się, po czym obrócił w jej stronę i wylądował nosem w jej włosach.           - Mely, od kiedy ty masz włosy na twarzy? - rozgarniał nieporadnie kosmyki.
- Na twarzy? - mruknęła, kiedy prawie dziobnął jej palcem w oko. - Co ty robisz, Aleks?
- Jak to co, próbuję się do ciebie dostać! - zabrzmiało to tak dwuznacznie, że poczerwieniała.
- Ty i te twoje pomysły. Lepiej na poważnie zajmijmy się lepieniem, bo nie zdążymy do jutra - obeszła ławę, walcząc z rumieńcami. Czy już nie będzie mogła z nim normalnie porozmawiać? Spojrzała na jego ręce walczące z ciastem. Naprawdę lubiła ich dotyk i ciekawym doświadczeniem okazała się sytuacja, gdy to ona nimi kierowała.
- To opowiesz babci, jakie masz oceny? - zażartował, próbując ją rozbawić, jednocześnie wskazując na kolana. Gdy Polka pochyliła się by dosięgnąć do dalszej części stołu, chłopak chwycił ją w pasie i usadził na swoich nogach.
- Ej! - zawołała, gdyż straciła przy tym manewrze równowagę i musiała objąć siatkarza mocniej, niż by wypadało. Spojrzała na niego z lekko rozchylonymi ustami, a on wpatrywał się w nią brązowymi oczyma.
- No co? - powiedział cicho, nieznacznie pochylając się w jej stronę.
- Zawsze musisz postawić na swoim? - poluźniła uścisk na jego szyi.
- Znasz mnie - mrugnął do niej i przysunął się bliżej, nie pozwalając jej na odsunięcie się. - Tak ci to przeszkadza?
- Całkiem wygodnie - rozsiadła się. - Ale nie wiem, czy wypada. Sam powiedziałeś, że nie jesteśmy... - urwała, oddając się kulinarnemu zajęciu.
- Nie jesteśmy..? - zmarszczył brwi, jednak ona nic nie powiedziała, zajęta lepieniem. - Mely! Mamy okazję, żeby pogadać, a ty jak zwykle uciekasz.
Przestała dopiero kiedy chwycił jej dłonie. Dziewczyna jakby lekko skurczyła się w sobie.
- Przecież tu siedzę, nigdzie nie uciekam.
- Ale udajesz, że mnie nie słyszysz. Co my nie jesteśmy? Dokończ, proszę.
- No nie jesteśmy ze sobą, razem - wydukała kompletnie onieśmielona. A może on wcale nie myślał o nich w takich kategoriach i się wygłupiła? Bardzo chciała zniknąć albo zapaść się pod ziemię.
- Cóż... - zamyślił się na chwilę i podrapał się po głowie. - Ja, tak sądzę, nie traktuję tego jako tylko... - urwał, widząc jej minę. Nie wiedział, czy właśnie czeka na jakąś deklarację z jego strony, czy też woli, żeby właśnie żadna nie padła. - Nie wiem, w jaką stronę zmierzamy, ale podoba mi się to.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi nie. Czuję się tylko zagubiona - wyznała szczerze.
- Ja czasem też. Nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić, czego ty chcesz i czy przypadkiem cię nie zranię - odparł cicho, opierając brodę o jej ramię. - Zróbmy coś z tym.
- Coś? Mam cię poprosić o rękę? - zaśmiała się.
- Lepiej nie - odezwał się ktoś w progu, a młodzi odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ziemborowska czym prędzej zeszła z kolan siatkarza.
- Coś się stało? - zapytała.
- Mieliście kleić pierogi, a nie kleić się do siebie - mężczyzna wszedł do kuchni i obrzucił wzrokiem ich dokonania.
- No i lepiliśmy, choć Aleksowi nie szło to najlepiej - stwierdziła, zerkając na deskę. Faktycznie, leżało tam zaledwie kilka pierożków. - Już wracamy do pracy. Nie martw się, zdążymy do wigilii.
- Teraz to ja cię kolego zabieram na prawdziwe męskie zajęcie - klepnął Aleksandara w ramię. - Jedziemy po choinkę. Może bez niego lepiej ci pójdzie - uśmiechnął się złośliwie do córki.
- Tato! - jęknęła, szturchając go w ramię. Aleks patrzył na tę dwójkę z uniesionymi brwiami. Mel odwróciła się więc w jego stronę i zaczęła mówić po angielsku.
- Mój tata zabiera cię po choinkę, masz ochotę się wybrać, czy wolisz lepić dalej? Podpowiem ci, wybierz pierwszą opcję, inaczej stąd nie wyjdzie.
- Nie musi być pan zazdrosny o córkę. Chętnie pojadę - powiedział zaskoczony chłopak.
- Ubieraj się, czekam w aucie - odparł gospodarz.
- Mam się bać? - zapytał jeszcze Aleks, odwracając się przez ramię do Mely. Ona tylko uśmiechnęła się i mrugnęła do niego. Siatkarz westchnął, po czym założył kurtkę i buty, i wyszedł z domu.

_ _ _

Siatkarze z Bełchatowa dostali zaledwie kilka wolnych dni w okresie świątecznym. Nikt nie narzekał. Każdy cieszył się choćby chwilą spokoju w otoczeniu rodziny. Chcieli na moment zapomnieć o siatkówce, skupić się na domowym cieple. Bartek uwielbiał święta w swoim domu. Mnóstwo pysznego jedzenia i cała najbliższa rodzina pod ręką. Jego brat rósł jak na drożdżach, więc starał się spędzać z nim dużo czasu, by ciągle utrzymywać z nim dobry kontakt. Tak, to był dla niego najlepszy czas w roku. W jego torbie w pokoju leżały zapakowane prezenty dla najbliższych. W tym jeden dla brunetki, która zajmowała sporą część jego myśli. Nie planował zrywać kontaktu z Joasią, a wręcz przeciwnie.
Poinformował rodzicielkę, że wybywa na jakiś czas, ale na pewno wróci na kolację. Wsiadł do samochodu, na siedzeniu pasażera odkładając podarek. Bez problemów pokonał drogę do mieszkania dziewczyny. Kiedyś wyłudził od niej adres, bo przecież ona już u niego była. Teraz w końcu mógł go wykorzystać.
Chwilę stał pod drzwiami, jakby wahając się, czy aby na pewno powinien zakłócać jej przedświąteczny okres. Odetchnął głęboko i uniósł dłoń, zwijając palce w pięść. Delikatnie zastukał o drewniane skrzydło, potem ponownie. Nie minęło kilka chwil, a przejście otworzyło się. Otworzył zaskoczony usta, widząc przed sobą pana w średnim wieku. Miał na sobie opinającą się na brzuchu koszulę i krzaczastego wąsa pod nosem. Bartek zamrugał kilkakrotnie i pokręcił głową. Miał wrażenie, że dłonie zrobiły się dziwnie wilgotne.
- Dzień dobry - przywitał się, odchrząkając nieprzyjemną gulę w gardle.
- Tak? - Mężczyzna spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Czy jest może Asia? - zapytał szatyn, przypominając sobie, że wciąż trzyma ręce w kieszeniach. Wyciągnął je szybko, ale nie wiedział, co z nimi zrobić. W końcu splótł je za plecami.
- A pan to..?
- Jestem jej kolegą - rzucił uspokajająco, mając cichą nadzieję, że ta krępująca sytuacja w końcu się skończy.
- Jakiś pan… wyrośnięty - ocenił go pan domu. - Wejdź, zaraz ją zawołam. Uwaga na głowę.
Bartek przestąpił próg, ciągle odczuwając zdenerwowanie. Ozdobne pudełko uwierało go pod kurtką. Zerkał w głąb domu, ale nie dostrzegł nigdzie dziewczyny. Do jego nosa doleciał tylko zapach jakiegoś ciasta. Zupełnie jak w jego domu, przygotowania do świąt szły tu pełną parą. Nie spodziewał się zobaczyć brunetki w fartuszku. Jakoś to mu do niej nie pasowało.
- Asia! - zawołał ojciec. - Jakiś wielki kolega do ciebie!
Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i kleiła misterne ozdoby z papieru na choinkę. Zawzięła się tego roku i postanowiła przygotować coś sama, widząc horrendalne ceny w sklepach za kawałki plastiku pomalowane farbą. Jej pokój zdobiły strzępki papieru i brokat. Sama pewnie cała się błyszczała, ale nie zważała na to. Okrzyk taty ją zadziwił. Nie spodziewała się gości, a na pewno nie miała “wielkich kolegów”. Chociaż…
- Bartek? - rzuciła zdumiona, gdy zbiegła po schodach.
- Cześć - powiedział Kurek, wyraźnie się rozluźniając. Dziewczyna przez chwilę stała na ostatnim stopniu, unosząc brwi z zaskoczeniem.
- Cześć, co ty tu robisz? Nie spędzasz świąt w domu?
- Oderwałem się od lepienia pierogów - zabawnie zmarszczył nos na samo wspomnienie świątecznych obowiązków. - Chciałem złożyć ci życzenia i… w ogóle.
- I przyjechałeś tu specjalnie? - dalej nie dowierzała. - Do mnie? Dziękuję. Ja tobie też życzę Wesołych Świąt i żebyś nie dostał rózgą po tyłku. Może usiądziesz na chwilę? W kuchni na pewno się znajdzie coś słodkiego - zaproponowała.
- Nie chciałbym przeszkadzać - zaprotestował, ale ona tylko pociągnęła go za rękę w stronę pomieszczenia.
- Za tą trasę jestem ci winna chociaż herbatę - odparła, sadzając go na krześle. - Czarna, owocowa?
- Czarną poproszę - uśmiechnął się lekko, ściągając kurtkę. Nagle, z kieszeni wypadło niewielkie pudełko, które z głuchym stuknięciem wylądowało na ziemi.
- Jak zawsze niezdarny - zażartowała, zajmując się wstawieniem czajnika na gaz. - Cud, że głowy z karku nie upuściłeś na podłogę.
- Jak zawsze miła - wytknął jej język. - Słuchaj, Asia - obracał zawiniątko w palcach. Poczekał aż dziewczyna położy dwa kubki na stole. - Są święta… To dla ciebie - przesunął pudełko na blacie w jej stronę.
- Dla mnie? - wpatrywała się w stół wielkimi oczami. -  Ja nie… Dziękuję bardzo, ale…
- Po prostu go weź, ok? - popatrzył na nią błagalnie.
- No to zobaczmy, co tam wymyśliłeś - uchyliła wieczko, a jej oczom ukazały się śliczne kolczyki w kształcie rombów zbudowanych z kilkunastu niebieskich łezek. - Śliczne.
- Jak już mówiłem, to prezent dla ciebie. Naprawdę jesteś mi bliska - niepewnie dotknął jej dłoni. - Chciałbym, żebyś dalej ze mną rozmawiała.
- A co z Dominiką?
- Póki co, nic się nie zmieniło. - Bartek spuścił głowę, wpatrując się w kubek. Usłyszał ciche westchnięcie.
- Oj, Kurek, Kurek. I co ja mam z tobą zrobić? - pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.
- Dać mi trochę czasu - powiedział cicho. Posłał jej nieśmiałe spojrzenie i rozluźnił się, widząc, że nadal siedzi naprzeciwko niego.
- Niech ci będzie, niedorajdo - zażartowała. - Może za rok będziesz wolny.
- Chcesz na mnie czekać? - uniósł zawadiacko jedną z brwi.
- Ja mam cię chcieć za chłopaka? Takiego niezaradnego wielkoluda? Chyba żebyś mi firanki wieszał i ścierał kurze z górnych półek - prychnęła, udając niechęć.
- No wiesz! - siatkarz aż poderwał się z krzesła.
- Zluzuj majty, siadaj - powiedziała. - Ja ci niczego nie obiecam, bo ty mi też niczego nie możesz zadeklarować. Zresztą nie zamierzam cię do niczego zmuszać. To twoje życie, sam sobie wybierasz kobiety. Masz dziewczynę. Ja mogę zostać tylko twoją przyjaciółką, jasne? - obserwowała uważnie jego twarz.
Może i trochę przygasły iskry w jego błękitnych oczach, ale dla niej liczyło się czyste sumienie i uczciwość wobec samej siebie. Gdyby dopuściła go zbyt blisko, z łatwością pozwoliłaby mu się omotać. Tak było z wizytą u niego, kiedy się pocałowali. Szatyn doskonale potrafił czarować i uwodzić. Ciężko było się oprzeć jego urokowi. Pewnie gdyby nie jego upiorna partnerka, w końcu skończyliby jako para. Na razie powstrzymała tak szalone wizje. Wszystko było w jego rękach.
- Zrozumiałem - pokiwał głową. - Gdyby coś się zmieniło, to dowiesz się pierwsza.
- Tylko mam nadzieję, że nie dostanę codziennie litanii narzekań na twoją dziewczynę - zastrzegła.
- Bez przesady. Nie jestem taki - przewrócił oczami.

- Kto cię tam wie, Kurek.

______________________________

Ktoś bliski i poniekąd mądry powiedział mi, że możecie pomyśleć, że mam was gdzieś w związku z brakiem publikacji odcinków. Muszę was zapewnić, że tak nie jest. Wasze komentarze i dopytywanie bardzo mnie cieszyły :) Nie wiem, czemu nie umiałam wykrztusić sama z siebie kilku stron od tamtej pory. Pewnie to było 50% lenistwa, a reszta pozostała dla mnie tajemniczą blokadą.
Tak sobie teraz myślę, że powinnam w tym roku to skończyć i zamknąć, no nie? ;) Obiecuję częściej zaglądać do moich magicznych dokumentów i częściej zjawiać się tutaj :) Naprawdę, niedużo nam zostało. Odcinki lecą, a ktoś się jeszcze nie zeszedł, co? :-P
Dziękuję za wsparcie moim dziewczynom, zwłaszcza tym, które wprost pisały, kiedy odcinek :) i wam wszystkim :)
P.S. Podobno jestem zołzą ;)

sobota, 30 maja 2015

- twenty seven -


Dziewczyna niepewnie nacisnęła klamkę u drzwi do własnego domu. Zdała sobie sprawę, że nie będzie już miała Serba tylko dla siebie. Obejrzała się za plecy, gdzie Aleksandar zmierzał z walizką w jej stronę, a ojciec parkował w garażu.
- Coś cicho... - zauważył chłopak, przepuszczając Mely w wejściu. Zaraz jednak musiał odwołać swoje słowa, gdyż z pomieszczenia obok, najpewniej kuchni, sądząc po ubiorze, wybiegła kobieta w średnim wieku.
- Nareszcie jesteście! Co tak długo? - mówiła głośno i szybko, wycierając ręce w ścierkę. Niestety, nie zrozumiał ani słowa, gdyż posługiwała się polskim językiem. - No, no, faktycznie spory z ciebie chłopak. Ale za to jaki przystojny! Nie mówiłaś, Melanio, że to taki uroczy młodzieniec.
Atan bezradnie wpatrywał się w szatynkę, szukając pomocy.
- Mamo, on cię nie rozumie - wyjaśniła, choć miała nadzieję, że kobieta mu wszystkiego nie przetłumaczy.
- Och - zawahała się i lekko zaczerwieniła. - Ale ja nie umiem po jemu... Powiedz mu, kochanie, że bardzo się cieszę, że spędzi z nami te święta - obserwowała, jak wargi córki się poruszają, a na twarzy siatkarza stopniowo pojawia się uśmiech. - I mam nadzieję, że choć trochę poczuje się jak w domu.
- To ja dziękuję za gościnę - odpowiedział po angielsku, licząc na porozumienie w tym języku.
- Mely, może pokaż panu pokój, a ja przygotuję coś do picia, pewnie zmarzliście - powiedziała do dziewczyny, nie przestając się uśmiechać. Siatkarz zaczął się zastanawiać, czy kobieta potrafi przybrać inny wyraz twarzy.
- Chodź - poprowadziła go na schody. - Spodobałeś się jej - dodała, gdy znaleźli się na piętrze.
- To dobrze? - odpowiedział pytaniem, wpychając walizkę do pokoju, do którego drzwi otworzyła. - Wydaje się być całkiem sympatyczną kobietą, choć bardzo szybko mówi i chyba nie bardzo zna się na angielskim.
- Daj jej się wykazać. Będzie chciała z ciebie wyciągnąć mnóstwo informacji i nie zadowoli się tłumaczem - odpowiedziała Polka.
- Zaczynam się bać - odparł poważnie, jednak kącik jego warg drgnął. - Chodźmy zatem, nie każmy jej czekać.
- Wiedziałam, wolisz ją ode mnie - westchnęła teatralnie.
- Oj, kochana - położył rękę na jej talii, a drugą musnął brodę, zmuszając tym samym dziewczynę, by na niego spojrzała. Uśmiechnął się, widząc jak jej policzki ponownie lekko się czerwienią i na myśl, że to za jego sprawą. - Nikt nigdy nie będzie ważniejszy od ciebie.
- Aleks... Nie wymagam tego, żartowałam - rzuciła lekko zmieszana. Nie spodziewała się takiego wyznania. Wbrew jej podejrzeniom, chłopak coraz śmielej mówił o uczuciach.
- Może ja nie - mruknął pod nosem, robiąc krok w tył. Schował ręce w kieszeniach i ponownie przepuścił Mel w drzwiach.
- Porozmawiamy jeszcze o tym - zastrzegła, kompletnie gubiąc się w sytuacji. Do czego zmierzał?
- Nie pozwólmy twojej mamie dłużej czekać - powiedział tylko ponownie, schodząc za nią po schodach.


<><><> 


Z kuchni dobiegały wesołe głosy krzątaniny. Ledwo pojawili się w progu, a mama Melanii pociągnęła bruneta na drewnianą ławę i postawiła przed nim kubek z parującą herbatą. Na stole leżał już półmisek z lukrowanymi pierniczkami i kruchymi ciasteczkami. Kolejna partia właśnie wylądowała w piekarniku.
- Jedz, jedz. Jutro Mely przejmuje kuchnię - kobieta uwijała się wokół stołu.
- Nie wiem, co na to trener, muszę pilnować diety - mówił powoli z nadzieją, że kobieta zrozumie choć kilka słów. Potem spojrzał z zainteresowaniem na przyjaciółkę. - Będziesz gotować? Mogę jakoś pomóc?
- Nie przytyjesz od razu - mrugnęła do niego pani Ziemborowska.
- Tak. Pierogi, uszka i jakieś ciasto. Jeśli masz ochotę, to proszę bardzo - odpowiedziała dziewczyna.
- Ale.. co to są pierogi? - mina Aleksa była bezcenna.
- Zobaczysz - rozbawiona Polka poklepała go po ramieniu. - Będziesz lepić.
- Lepić... - brunet zmarszczył brwi, nadal nie bardzo rozumiejąc, co Melania ma na myśli. - Hm. Okay. Zawsze to jakieś doświadczenie.
- Poćwiczysz palce, dobrze ci to zrobi - szturchnęła go.
- Pochwalę się trenerowi, że nie zaprzestałem treningów nawet w święta - zaśmiał się, upijając łyk z kubka.
Herbata była przyjemnie słodka, zakrapiana cytryną i z dodatkiem miodu. Aleks nie potrafił nazwać ostatniego składnika, który sprawiał, że płyn miał nieco ostry smak. Dopiero mama Mel poinformowała go, iż jest to imbir.
- Bardzo ładne mieszkanie, proszę pani - zwrócił się do kobiety. - W dodatku czuć zbliżające się święta i tę rodzinną atmosferę.
- Dziękuję, złociutki. Coś planujecie na wieczór? Meluś, zadbaj, żeby nasz gość się nie nudził.


<><><> 


Zmywała po kolacji, która upłynęła w niezwykle radosnej atmosferze. Najbardziej cieszyła się z dobrego kontaktu Serba z jej ojcem. Chyba naprawdę przypadli sobie do gustu, nie wspominając o wspólnej fiksacji na tematy sportowe. Melania nie przeszkadzała im w dyskusji, tylko spoglądała na obu panów z szerokim uśmiechem na ustach.
Tylko jednym uchem się przysłuchiwała, bo myślami odpłynęła zupełnie gdzie indziej. Patrząc na siatkarza przy stole w jej jadalni, zaczęła wspominać wszystkie chwile od momentu ich poznania. Nie było tego wiele, ale każdy powodował uczucie ciepła na sercu. Dziewczyna odkryła, że wymazała już przykre wspomnienia z restauracji przed pierwszym planowanym spotkaniem. Jak to dobrze, że zamiast szukania pocieszenia u innych dziewczyn, Aleksandar siedział teraz naprzeciwko niej. Gdyby znalazł sobie ukochaną, z pewnością do niej pognałby w świąteczny czas.
W głębi serca zakiełkowała nadzieja na pewną zmianę w ich relacjach. W końcu nie mogło być tak samo, po pamiętnym pożegnaniu. Chyba żadne z nich nie przewidziało, że to nie będzie pożegnanie i zamiast powracać w myślach do wspomnień o pierwszym pocałunku, przyjdzie im spędzić kilka dni razem. Pomyślała, że dostała więcej niż to, o czym ośmielała się marzyć.
- Co z tymi atrakcjami na wieczór? - zagadnął brunet, wchodząc do kuchni.
- Cóż, nie wiem, jaka rozrywka jest godna serbskiego księcia - rzuciła żartobliwie podniosłym tonem.
- Tylko towarzystwo księżniczki - mruknął i rozsiadł się wygodnie na krześle.

Czuła na sobie jego intensywny wzrok. Dałaby głowę, że na jego twarzy gościł szeroki przebiegły uśmiech. Atanasijević czekał na jakąkolwiek reakcje jej ciała. Czerpał niebywałą przyjemność z oddziaływania na szatynkę, widząc jej spontaniczne odruchy. Odkrył to niedawno i często korzystał, by wyprowadzić ją z równowagi. Chciał, by straciła całe opanowanie i poddała się temu, co czuła. W wyobraźni widział ją, rzucającą się na niego, muskającą dłońmi jego twarz i szepczącą najczulsze słowa. Tak blisko tego byli na parkingu pod salą.
Jego wizje przerwał stukot sztućców na kuchennej podłodze. Melania pochyliła się, by je pozbierać, a on zrobił to w tym samym momencie. Atakujący zerknął na jej rozdygotane dłonie. Chwycił je w swoje i spojrzał w oczy dziewczyny.
- Nie masz czym się przejmować, kiedy jestem obok ciebie - gładził delikatnie jej palce. Niepewnie podniosła wzrok. - Jesteś przerażona. Czemu?
- Kiedy patrzysz…
- Tak?
- Czuję się dziwnie - mruknęła.
- Ja też. Też czuję, że kanapa to zły pomysł - przygryzł prowokacyjnie wargę.
- A niech cię, Satan - prychnęła, powracając do pionu.
- To co będziemy robić? - podążył za nią jak cień do salonu. - Może jakieś romantyczne filmy? - strzelił brwiami.
- Słuchaj no, mądralo - obróciła się i wbiła palec w jego klatkę piersiową. - Nie pozwolę ci się nade mną znęcać. Oglądniemy kilka dobrych horrorów.
- Będziesz się do mnie przytulać? - spytał z nadzieją.
- Chyba ty!

            Ramię w ramię zasiedli w pokoju gościnnym, który na ten czas stał się lokum Serba. Znajdował się tu również dość duży telewizor. Szatynka przyniosła wcześniej miski z popcornem i chipsami, a chwilę później zajrzała do nich jej mama z kartonem soku i szklankami. Życzyła im miłego wieczoru i kazała nie iść zbyt późno spać.


<><><> 


By uniknąć zamieszania w wigilijny wieczór, zaczynała gotowanie dzień wcześniej. Najlepiej się pracuje z rana, więc wstała wcześnie i zeszła do kuchni, Przypomniała sobie w międzyczasie o Serbie chętnym do pomocy. W rzuciła na patelnię kilka jajek, nastawiła wodę. Po chwili szła na górę z kubkiem kawy i kopcem jajecznicy na talerzu. Chłopaka zastała jeszcze śpiącego ze śmiesznie sterczącymi lokami. Postawiła jedzenie na stole i przysiadła na skraju łóżka. Nigdy by nie pomyślała, że znajdą się w takiej sytuacji. Bała się tej więzi, która przybierała na sile, a jednocześnie ona sama chciała być z nim blisko. Pochyliła się nad atakującym i pocałowała go delikatnie w policzek.
- Mamoo... - mruknął niewyraźnie, zabawnie marszcząc nos. Następnie wymamrotał kilka słów w swoim ojczystym języku i przewrócił się na drugi bok, odsłaniając umięśnione plecy. Z zagryzioną wargą wpatrywała się w niego. Miała wielką ochotę go dotknąć. Dlaczego wyobrażała go sobie bez koszulki?
- To nie mama - odparła.
- Meeely..? - ziewnął szeroko i przeciągając się, spowodował tym samym kolejny rumieniec na policzkach nastolatki. - Która godzina? O, i co tak ładnie pachnie?
- Zrobiłam ci śniadanie - podała mu zestaw. - Rekompensata za pobudkę.
- Jesteś aniołem - uśmiechnął się do niej ciepło i zabrał się do jedzenia. - Jakie plany na dzisiaj?
- Spróbujemy zrobić z ciebie kucharza.
- Boję się, że dużo z tego nie wyjdzie, ale postaram się - obiecał, pakując do ust kolejną porcję jajecznicy.
- Nie przejmuj się. Mam wrażenie, że mama pozwoliłaby ci na wszystko i twoje pierogi będą jej bardziej smakować niż moje - udawała zazdrosną.
- No coś ty. Dlaczego tak uważasz? - spojrzał na nią zaskoczony. - Przecież jestem tylko zwykłym chłopakiem, dlaczego miałaby traktować mnie specjalnie?
- Zwykłym? Przystojny, zabawny, wysoki, w dodatku dobrze zarabiający siatkarz. Jesteś chodzącym ideałem dla każdej matki - zabrała od niego talerz z zamiarem zejścia na dół.
- Tylu komplementów nie usłyszałem nawet od swojej matki - zaśmiał się znowu.
Zrobiło mu się jakoś ciepło na sercu, słysząc słowa dziewczyny. Wstał więc z łóżka i objął ją, splatając swoje wielkie dłonie na jej brzuchu. Mely zesztywniała, czekając na rozwój wydarzeń. Mało nie upuściła naczyń, kiedy poczuła ciepły oddech i wargi siatkarza na swoim policzku.
- Jesteś kochana. Czasem trudno znaleźć mi odpowiednie przymiotniki, żeby to opisać.
- Ja... Też nie wiem co powiedzieć - lekko przekrzywiła głowę, by na niego spojrzeć. Miała jego oczy na wprost swoich.
- Może nie musisz nic mówić? - wyszeptał, pochylając się nad nią. Mel wstrzymała oddech, odruchowo przymykając oczy. Jednak, kiedy w końcu poczuła muśnięcie warg bruneta, odsunęła się gwałtownie.

- Muszę wracać do pracy, jest jeszcze tyle do zrobienia! Nie musisz się śpieszyć. Będę w kuchni - i tyle ją widział.

<><><><><><><><><><><><><><><><><>

Run baby, run - pomyślała sobie Mel :D Ale no powiedzcie, jest już z nią lepiej niż na początku, co? :D
Przepraszam, że was tak długo zostawiłam bez niczego. Lenistwo ze mnie wychodzi.
Ach ten Aleks :D

czwartek, 30 kwietnia 2015

- twenty six -

Aleksandar uznał, iż kupi jakiś podarunek Mely podczas pobytu w domu rodzinnym. Naprawdę musiał wysilić umysł nad czymś oryginalnym. Kusiło go, żeby po raz ostatni spotkać się jeszcze z dziewczyną, ale nie chciał jej fatygować dla spełnienia swoich zachcianek.
Pogoda nie była najlepsza, ale to nie przeszkadzało atakującemu podczas ostatniej nocy w Polsce. Wstał zrelaksowany z zamiarem opróżnienia lodówki. Stracił cały luz, gdy rozdzwonił się jego telefon, a on zdał sobie sprawę, która jest godzina.
- Stary, gdzie ty jesteś? Czekam w kolejce na odprawę!
- Eee… Zaspałem? – brunet podrapał się po głowie.
- Atanasijević! Czyś ty oszalał? Jak ty chcesz się teraz dostać do domu mądralo? – Cupko nie krył zdenerwowania.
- Jestem w proszku, więc raczej nie zdążę na nasz lot. Spróbuję dolecieć czymś późniejszym – odparł niemrawo.
- Uważaj, bo znajdziesz miejsce – prychnął Konstantin. – Zaraz do ciebie jadę.
- Stój! Nic się nie stało. Wsiadaj do samolotu i mną się nie martw. Przepraszam, że zawaliłem.
- Co ty. Tylko sobie narobiłeś kłopotu. Mam nadzieję, że zobaczymy się w Serbii! Pa!
Aleksandar usiadł w fotelu i złapał głowę w dłonie. Nie tak miał wyglądać ten dzień. Ja mógł zaspać? Największa głupota w jego wykonaniu. Nie załamywał się długo, przecież liczyła się każda chwila. Chyba wiele osób myślało tak jak chłopak, bo korek na drodze zdawał się ciągnąć w nieskończoność.
Wściekał się sam na siebie, bo nienawidził takich sytuacji. Tylko urokiem osobistym coś zdziała w katastrofalnym położeniu. Płaszczył się przed okienkiem kasy biletowej, czarował, brał na litość, ale niestety to działało tylko na ludzi, a nie na pogodę. Został uprzejmie poinformowany o odwołaniu lotów i poproszony o cierpliwe czekanie na kolejne informacje.

„Najwyraźniej jakaś siła wyższa nie pozwala mi wrócić do domu. Dasz wiarę, że akurat teraz odwołali wszystkie loty? Sterczę jak ten kołek i czekam na zbawienie, z nadzieją, że może jednak puszczą jeden samolot, ale chyba nic z tego :(„
„Atan, coś ty zrobił? Nie miałeś już dawno być w samolocie? Co się stało?”
„Zaspałem. Potem na wylotówce był straszny korek... a teraz pani w okienku twierdzi, że z powodu pogarszających się warunków wszystkie loty są odwołane. Więc chyba jednak czekają mnie święta na lotnisku.”
„Biedaku :* Poczekaj na jakieś pewne informacje i nie ruszaj się stamtąd!”

_ _ _

Nie zawahała się ani sekundy. Wiedziała, że ta myśl to najlepsze rozwiązanie. Czym prędzej pognała do salonu.
- Chcecie zapełnić puste miejsce przy stole?
- Kogo tym razem przygarniasz? - ojciec spojrzał na nią znad gazety zaciekawiony.
- Aleks utknął na lotnisku. Przecież nie mogę go tak zostawić - oznajmiła z błagalnym spojrzeniem.
- Aleks - zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
- Aleks? - z kuchni wyjrzała głowa mamy.
- Atanasijević, no. Sam mnie w to, tato, wkopałeś.
- Sądziłem, że tylko oprowadzasz go po mieście - złożył gazetę, po czym spojrzał na córkę, czekając na wyjaśnienia.
- Chłopak? - upewniła się pani Ziemborowska. - W naszym domu? Kochanie, to cudownie!
- Przypominam, że jak odwiózł mnie po meczu to zrobiłaś straszną drakę. - spojrzała wymownie na matkę.
- Wiesz, jak to jest po ciemku - starała się wytłumaczyć. - A on przecież taki wielki.. Wyglądał podejrzanie po prostu.
- Jasssne. Czyli go przygarniemy?
- Pytanie! - zawołała kobieta.
- Skoro jestem przegłosowany - wzruszył ramionami tata Mely. - Cieszę się, że w końcu poznam tego chłopaka, którego tak wszyscy zachwalają.
- Mecze powinny ci wystarczyć - mruknęła dziewczyna. - Dostanę kluczyki? Bo on tam biedak czeka.
- Chyba nie zamierzasz prowadzić w takich warunkach? - zawołał mężczyzna, po czym wstał z fotela i ruszył w stronę wieszaka z kurtkami.
- Dziękuję. - Ucałowała przy wyjściu policzek ojca.
- Jasna sprawa. Poza tym, Piechocki by cię zamordował, gdyby coś się stało jego asowi.
- Mnie? Biedną niewinną dziewczynę?
- Cóż, sądzę, iż przy panu Atanasijeviciu nabrałaś nieco charakteru - stwierdził, czekając na córkę przy drzwiach.
- Tato, co ty sugerujesz? - zdenerwowała się.
- Tylko tyle, że stałaś się bardziej śmiała, nie denerwuj się, kochanie - starał się ją uspokoić. - Ale to dobrze.
- Nie chcę, żeby spędzał Boże Narodzenie sam albo z prezesem, nawet jeśli ma inną religię.
- Rozumiem i aprobuję Twoją decyzję, nie mam nic przeciwko - na chwilę skupił się na drodze, by włączyć się do ruchu. - Bardzo lubisz tego chłopaka, prawda?
- Jego nie da się nie lubić - uśmiechnęła się sama do siebie.
- Rozumiem - tata pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
- Myślisz, że mama go nie zamęczy?
- Jeśli dobrze to rozegramy, nie będzie mieć do niego zbyt wiele dostępu.

_ _ _

Wpadła na halę odlotów, rozglądając się za burzą ciemnych loków. Miała nadzieję, że siatkarz nigdzie nie odjechał. Dostrzegła go siedzącego na ławce, wpatrującego się ze zrezygnowaniem w tablicę odlotów. Ostrożnie podeszła do niego od tyłu i zakryła swoimi dłońmi oczy chłopaka. Nie pozwoliła mu wstać.
- Hey, what's going on? - zawołał zaskoczony, próbując się odwrócić.
- Zgadnij - mruknęła cicho. Tyle wystarczyło, by się wyswobodził i z niedowierzaniem wpatrywał w Polkę.
- Mely?!
- Niespoodzianka..? - uśmiechnęła się niepewnie, na co siatkarz objął ją mocno.
- Ale skąd ty się tu wzięłaś?
- Z nieba - zażartowała.
- Kręcimy nową reklamę Axe? - rozejrzał się dookoła, jakby czegoś szukając.
- Że niby porzuciłam dla ciebie skrzydła? - żachnęła się.
- Dobrze, że aureola jeszcze jest na miejscu - uśmiechnął się, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. - No dobra, więc chcesz dotrzymać mi towarzystwa, zanim nie przywrócą lotu?
- Twoje rogi też - lekko go dźgnęła. - Mam lepszą wiadomość. Zabieram cię do domu.
W tym samym momencie z głośników popłynęła informacja o ostatecznym anulowaniu wszystkich startów.
- Samolotem nigdzie nie polecę, jak widać - westchnął. - Zamierzasz odwieźć mnie do samego Belgradu?
- Ech ty mój mały rozumku - stłamsiła jego fryzurę. - Do mojego domu.
- Twojego - zmarszczył brwi. - Ale to znaczy, że mam spędzić z tobą święta?
- Tak, właśnie tak. I nie masz opcji odmowy. Mama już szykuje pewnie dwa razy większe zakupy.
- Z twoimi rodzicami - do Aleksa zdawało się nadal nie docierać, o czym tak właściwie rozmawiają. Nagle odetchnął głośniej. - Ale przecież to są święta, nie mogę ot tak wbić ci do domu.
- A myślisz, że ja mogłabym je spokojnie spędzić, wiedząc, że się poniewierasz po obcych?! - oburzyła się szatynka i poderwała na nogi.
- No ale przecież tam będą twoi rodzice! - zawołał, a Mely spojrzała na niego z politowaniem. - To znaczy... Ja nawet nie jestem twoim... My przecież nie... To nie mnie powinnaś przyprowadzić do domu!
- Nie traktuj tego jako deklaracji. Przecież wiem, że nie jesteśmy razem i oni też to wiedzą, bez obaw - wytłumaczyła spokojnie, jednak z jakimś smutkiem w głosie. - Nie zamierzam cię zmuszać. W końcu masz tu kumpli i na pewno cię przygarną. Myślałam... Chciałam... - poddała się i machnęła ręką. - Nieważne.
- Mel, poczekaj, przepraszam - chwycił ją za dłoń i obrócił w swoją stronę. - Nie tak miało to zabrzmieć. Jestem ci bardzo wdzięczny, że pozwalasz mi na spędzenie tych świąt ze swoją rodziną. Ja po prostu chciałbym, żeby... - zawahał się, nie wiedząc do końca, jak wyrazić to, co czuje.
- Nie ma za co, nie tłumacz się. Nie odjadę, dopóki nie zadzwonisz do Mariusza albo innego Winiara i nie załatwisz sobie towarzystwa na święta - odparła poważnie.
- Cóż - westchnął, po czym wyciągnął telefon i wystukał ciąg liczb. W tym czasie dziewczyna udawała, że bardzo interesują ją czubki jej butów. Nagle usłyszała dźwięk komórki. Spojrzała na wyświetlacz i uniosła brwi, wciskając zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Cześć - rzekł Aleks nieco zachrypniętym głosem. - Nie masz przypadkiem wolnego miejsca przy stole?
- Taka tradycja, że zawsze mam - rzuciła, patrząc uważnie na siatkarza.
- Więc jest szansa, że przygarniesz mnie na ten zimowy, wigilijny wieczór? - uśmiechnął się niepewnie.
- Czekaj, tylko sprawdzę w kalendarzu, czy już kogoś nie zaprosiłam. - Zmrużyła oczy z grymasem złośliwości.
- Rozumiem, że jesteś rozchwytywana - pokiwał głową.
- Tak, upomina się o mnie piekarnik i zmywarka.
- Mogę pomóc w kuchni! - zaoferował się. - I posprzątać coś...
- A ja będę dzwonić po straż pożarną i pogotowie? - powątpiewała. -Tak na serio, to przyjechałam tu z tatą. Nie może czekać w nieskończoność. Podjąłeś decyzję?
- Tak. I to jest odpowiedź na każde pytanie.
- Jesteś pewien, że na każde? - dostrzegł błysk w jej oku.
- Myślimy o tym samym? - uniósł brew, robiąc krok w jej stronę.
Tak, kocham cię - przemknęło w natłoku myśli.
- Jestem coraz mniej o tym przekonana - mruknęła, gdy znalazł się przy niej i zaczął się pochylać.
- Bo prostu boisz się zadać to jakże krępujące pytanie - wyszeptał jej do ucha. - Ale pomogę ci: tak, Mely, zamierzam spać na kanapie.
Wypuściła głośno powietrze, a on zauważył jej rumieńce. Spodziewała usłyszeć się coś innego, ale może sama sobie to wmówiła? Chłopak bacznie obserwował jej twarz. Tak bardzo chciał mieć pewność, że zależy jej tak samo mocno.
- Idziemy? - chciała wybrnąć z krępującej sytuacji.
- Nie każmy twojemu tacie czekać - uśmiechnął się znowu, po czym chwycił uchwyt walizki.
- Dziwne, że jeszcze tu nie przyszedł z myślą, iż porwałeś mu jedyną córkę - rzuciła rozbawiona. Próbowała dojść do siebie, by uniknąć krępujących pytań od rodziciela. Dlaczego tak łatwo ulegała emocjom w towarzystwie Serba? Aż tak bardzo pragnęła powtórki z ich ostatniego spotkania?
- Trudno byłoby cię gdzieś wywieźć, skoro zamknęli lotnisko - zaśmiał się, obejmując ją ramieniem. Zdawał się nie zauważyć, że lekko drgnęła pod jego dotykiem. Po prostu chciał być jak najbliżej niej.
- Kto tam wie, co ci w głowie siedzi - westchnęła, widząc przyglądającego im się ojca.
- Od razu podejrzewasz mnie o jakieś straszne rzeczy - stwierdził jeszcze, zanim pan Ziemborowski wysiadł z samochodu, by się przywitać i otworzyć bagażnik.
- Nie mogła cię przekonać, co? - zagadnął mężczyzna.
- Po prostu nie chciałem robić problemu - uśmiechnął się niepewnie, podając mu dłoń, kiedy schował walizkę i zatrzasnął klapę.
- Żaden problem, raczej zaszczyt. A jak kobieta coś sobie postanowi, to nie ma zmiłuj. - Melania przewróciła na te słowa oczami i zajęła miejsce pasażera z przodu.
- Znam to bardzo dobrze, moja mama jest niesamowita - odparł, przywołując w głowie obraz rodzicielki. - Nie zamierzam oczywiście siedzieć bezczynnie, pomogę w przygotowaniach jak tylko potrafię.

- Bez obaw, znajdziemy dla ciebie zajęcie.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Oto mój chytry plan :D Ktoś się spodziewał?
Tym samym zaczynam mój maraton scen napisanych wspólnie z Anią, za co serdecznie ci dziękuję mój dobry duszku :* Będzie magicznie ;)

niedziela, 19 kwietnia 2015

- twenty five -

Już tylko kilka godzin pozostało do odjazdu autokaru do Łodzi. Właśnie ten czas Aleksandar zaplanował na spotkanie z Polką, gdyż czekała ich niewielka rozłąka. Przyzwyczaił się do poczucia, iż Melania jest gdzieś blisko i niedużo zachodu potrzeba do spotkania. Pod tym względem perspektywa grania dla bełchatowskiej Skry stała się jeszcze bardziej przyjemniejsza.
Zaparkował samochód pod halą, jak zwykł robić przez każdym treningiem lub meczem. O tej porze inni zawodnicy z pewnością pakowali swoje walizki i żegnali się z rodziną Brunet poprawił szalik pod szyją i postawił kołnierz płaszcza. Postanowił wyruszyć na spotkanie dziewczynie, która tym razem posłużyła się komunikacją miejską. Temperatura powietrza wahała się ostatnio zdecydowanie w okolicach zera. Prze to każdy oddech tworzył obłoczek pary tuż przed ludzką twarzą.
Serb uśmiechnął się szeroko i pomachał energicznie w stronę wysiadającej z pojazdu dziewczyny. Ta obejrzała się dookoła siebie, sprawdzając czy nikt ich nie obserwuje. On wiedział, że bała się zainteresowania ze strony jego fanów czy też mediów. Czuł się w obowiązku zatrzymania ich relacji i spotkań tylko dla nich.
- Cześć – przytulił ją mocno na powitanie. Lubił zanurzać nos w jej włosach, a rzadko miał ku temu sposobność.
- Gdzie idziemy? Pomyśl o tym, żebyś się nie spóźnił na wyjazd. – Spojrzała na niego uważnie.
- Gorąca czekolada?
- Tak! – odparła Melania z uśmiechem i ruszyła do przodu.
- A jak się czujesz? Miałaś badania? – dopytywał, dorównując jej kroku.
- Bez dobrych wyników nie wypuściliby mnie z domu. Wszystko już w porządku. Jak tam twoje mięśnie?
- Och, dobrym masażem nigdy nie pogardzę, jeśli reflektujesz - zażartował.
- Poproś fizjoterapeutę i po kłopocie – odparła, widząc jego głupkowaty uśmiech.
Weszli w końcu do ciepłego pomieszczenia, zostawiając płaszcze na wieszaku. Wszędzie rozchodziły się wspaniałe zapachy
- Biała na podwójnym mleku, o tak.
Atanasijević obserwował twarz swojej towarzyszki, przeszukującej menu. Potrafiła cieszyć się z drobnostek, tak niewiele oczekiwała od niego. Chyba cały czas ją zaskakiwał swoją sympatią i zainteresowaniem.
- A ty co bierzesz?
Serb, wyrwany z zamyślenia, zanurkował w karcie. Każda pozycja brzmiała przepysznie i chętnie spróbowałby wszystkiego. W końcu wybrał mleczną z wiśniami. Razem, prawie jednocześnie, zaciągnęli się aromatem parujących przed nimi napojów. Momentalnie zapomnieli o niskiej temperaturze na zewnątrz.
- Mogę spróbować twojej? – spytała niepewnie.
- Jasne, ale ty też się podziel swoją – spojrzał na nią chytrze.
Wyciągnął w jej kierunku pełną łyżeczkę. Pochyliła się nad stołem, robiąc to samo. Delikatnie rozchyliła usta, utrzymując z brunetem kontakt wzrokowy. On też szykował się na degustację. W tej chwili Melania pomyślała, że najlepsza czekolada na świecie, to ta w jego oczach, ale nie odważyła się tego powiedzieć na głos.

Odprowadziła go pod jego samochód. Nadal był jedynym siatkarzem na parkingu. Chyba nikomu nie spieszyło się do opuszczania domowych pieleszy. Atakujący wyciągnął swoje torby, ustawiając je na ziemi.
- Chętnie bym cię spakował – przyznał z melancholijną nutą w głosie.
- Oj, Satan, Satan – próbowała ręką sięgnąć jego czupryny.
- Spokojnie. Jeszcze w tym roku cię pomaltretuję – uśmiechnął się.
- Dobrze. Przynajmniej dam ci jakiś prezent, bo na dzisiaj się nie przygotowałam.
- Mely, ty jesteś jak wieczny, długoterminowy prezent. – Wyciągnął ręce do przodu, przyciągając szatynkę do siebie.
Lekko onieśmielona dziewczyna stała w jego objęciach. Chciała zapamiętać na kilka dni Aleksa z tej chwili. Z lekkim uśmiechem na ustach, kolorowym szalikiem pod szyją i błyszczącymi brązowymi oczami. Czuła dotyk jego rąk na plecach, nawet przez zimowy płaszcz.
Zlokalizowała mokry ślad na policzku i zaskoczona spojrzała w górę. Powoli sfruwały z nieba pierwsze płatki śniegu. Uśmiechnęła się na widok białych drobinek, osadzających się w lokach chłopaka. Jego również bardzo zaskoczył początek białego opadu.
- To jest chwila z cyklu: O nie, moje włosy, moje piękne włosy? – roześmiała się Ziemborowska.
- Wcale nie! – prychnął.
- Nawiniesz je sobie na wałki i będą jak nowe – kontynuowała.
- Tak to nie będziemy rozmawiać, moja panno.
Pochylił się w kierunku Polki. Myślała, że chce jej łaskawie dać pożegnalnego buziaka w policzek i odejść jak urażony paw. Zamiast tego siatkarz naciągnął jej czapkę na oczy. Dla niej zapanowała ciemność.
- Śmieszne – mruknęła, chcąc poprawić nakrycie głowy. Zapewne wyglądała jak krasnoludek z pomponem sterczącym na czubku głowy.
Na ręce sięgającej w górę poczuła jednak ciepłą dłoń chłopaka. Powoli poprowadził je ponownie w dół. Nim kolejne słowa wydobyły się z gardła „niewidomej”, świat wybuchł tysiącem barw. To wszystko za sprawą delikatnego dotyku ust Atanasijevica na jej wargach.
Nigdy nie opisałaby tego uczucia za pomocą słów. Trzymał ją przy sobie i powoli skradał pocałunki. Odwzajemniała każdy jego gest, chociaż serce rozbijało się jej po całej klatce piersiowej. Pękła granica, zniknął mur. Dostał się do najbardziej skrytych zakamarków jej duszy. Pozbawiał ją racjonalnych myśli każdym muśnięciem. Ich usta igrały ze sobą, stapiając się w jedno i rozłączając na przemian. Czy to się działo naprawdę?
Z czułością patrzył na dziewczynę, gdy poprawiał jej czapkę, a ona odważyła się w końcu podnieść na niego wzrok. Tyle sprzecznych emocji kotłowało się w niej, od szczęścia po strach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że otworzył szkatułkę z drogocennym skarbem. Gdyby ją teraz porzucił, nigdy nie wróciłaby do niego.
- Aleks…
- Och Mely, moja Mely – westchnął, zamykając ciało szatynki w szczelnych objęciach ramion. Poczuł jak mocno się w niego wtuliła, cała drżąc. Ucałował czubek jej głowy i schował twarz w jej włosach. Lekkie miękkie fale muskały go po skórze, a on czuł się szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
- Wracaj szybko – usłyszał mruknięcie, które wywołało u niego kolejny uśmiech tego dnia.
Zupełnie nie przeszkadzał im padający śnieg. Prawie o tym zapomnieli, gdy byli zajęci sobą i odkrywaniem nowych uczuć. Teraz już całkiem sporo świeżych płatków skończyło swój lot na ich głowach i płaszczach. Asfalt pokrył się cienką warstwą bieli.
- Do ciebie zawsze.

_ _ _


                Z ciężkim sercem odjechał spod rodzinnego domu, czując jeszcze buziaki składane na jego policzkach przez syna i żonę. Cieszył się bardzo na świąteczną chwilę wytchnienia. Brunet powoli planował w głowie urządzenie u siebie imprezy sylwestrowej, co zaczął negocjować z małżonką.
                Głęboko westchnął, startując ze skrzyżowania na widok zielonego światła. Zabrał cały ekwipunek , wyjechał na czas. Dzisiaj nie dostarczy kolegom powodu do śmiechu. Od razu pomyślał o kolegach z Serbii, upatrując w nich kandydatów do strojenia żartów. Wszyscy razem tworzyli naprawdę roześmianą ekipę.
Sprawnie skręcił w stronę hali, widząc z daleka tylko jeden samochód. Czyżby aż tak się pospieszył? Już zamierzał zatrąbić, ale w porę się powstrzymał, gdyż zauważył obok Atanasijevica jakąś dziewczynę.  Stali przytuleni, bardzo blisko siebie, zapewne się żegnając.
Brunet stanął w bramce przejazdowej, więc miał nadzieję, iż za chwilę ktoś na niego nie zatrąbi. Uważnie przyglądał się scence przed sobą, aż nagle podskoczył na fotelu kierowcy, słysząc pukanie do okna. Z wystraszoną miną spojrzał na winowajcę.
- Cupko, ale masz wyczucie - mruknął, opuszczając szybę.
- Czemu stanąłeś autem jak ofiara? - kolega obrzucił go spojrzeniem jak wariata.
- Cicho siedź i patrz tam. – Winiarski wskazał palcem na parking. Ostrożnie wysiadł z pojazdu i we dwójkę podeszli pod ścianę budynku. Jawnie podglądali bruneta z jego wybranką.
- Przecież to Mely – szepnął Konstantin.
- No proszę. Chyba teraz inaczej mu pomaga – wyszczerzył się Polak.
- Kogo tam szpiegujecie, pierdoły?
Obaj o mało nie wrzasnęli na widok kolejnego z chłopaków. Bartek, wyższy od nich nieznacznie, dojrzał ponad nimi Serba w miłosnych uniesieniach.
- Bo przegapicie najlepsze.
Jak na komendę siatkarze odwrócili się ponownie i razem z wielkimi oczami obserwowali całującą się parę. Żaden z nich się  nie odezwał, wiedząc, że czekałaby ich rychła śmierć z rąk Aleksa za przerwanie takiej chwili.
- To chyba jasne, że do tego to zmierzało – podsumował Kurek.
- Co ty nie powiesz – szturchnął go Serb.
- Udajemy, że niczego nie widzieliśmy, czy jakoś to wykorzystamy?
Wystarczyło spojrzeć na wyraz twarzy Michała, żeby poznać odpowiedź.

- Love is in the air everywhere I look around – zaczął śpiewać Misiek, gdy Serb przechodził obok niego w autobusie.
- Love me, love me, say that you love me – przyłączył się Cupković, ku uciesze pozostałych.
Atanasijević przez chwilę spoglądał na nich jak na idiotów, po czym zrozumiał aluzję. Zmrużył w złości oczy, siadając z dala od nich bez słowa.
- No Aleks! Wracaj, opowiedz coś! – jęknęli.
- Och, a niby tacy dobrze poinformowani jesteście – prychnął brunet.
- O co wam chodzi? – zdezorientowany Kłos dopytywał kumpli.
- Bo Atan poca… Ała! – W stronę głowy Winiara poleciał zagłówek.
- Wyrwał coś? Uuu! – zawyło pół autokaru.
- Wyrwać to ja wam mogę coś innego – burknął pod nosem sam zainteresowany.
Nie będą mu bezcześcić wspomnień swoimi głupimi tekstami. Jasne, że musieli coś widzieć, ale teraz odstawiali istny cyrk z tego powodu. Westchnął ciężko, nie mając zamiaru się do nich odzywać. Sięgnął po słuchawki do torby, lecz zaraz poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Myślał, że to któryś z żartownisiów przyszedł się naprzykrzać. Zamiast nich ujrzał Michała Bąkiewicza.
- Nie denerwuj się, przejdzie im.
- Dzięki. Jakoś wytrzymam ten wyjazd – odparł lakonicznie.
- Mówili o Melanii, co? – przyjmujący przysiadł na fotelu obok.
- Tak. Powinienem pomyśleć, że zaczną się schodzić o tej godzinie, ech… To wyszło spontanicznie.
- Raczej ciężko zaplanować takie rzeczy.
- Jeszcze minutę przed… tym, nie wiedziałem, że to się stanie – tłumaczył atakujący.
- Ważny krok dla was, jak sądzę – odparł wyrozumiale Michał.
- Chyba nawet nie wiem jak bardzo.

_ _ _


Siedziałam w pokoju, w którym dawno zapadły kompletne ciemności. Zapaliłam świeczkę o zapachu cytrusów, zamierzając zażyć trochę relaksu. Kilka godzin temu byłam w zupełnie innym wymiarze. Dzięki Serbowi poczułam zupełnie inną magię niż ta świąteczna. Przez to uśmiechałam się teraz sama do siebie  i nie potrafiłam przestać. Gdybym mogła swoje szczęście przelać na innych, z chęcią uszczęśliwiłabym całe miasteczko.
Wracając do egzystencjonalnych problemów, nie wiedziałam, co powinnam napisać lub czy nie zadzwonić do bruneta. Nie chciałam by sądził, że mnie uraził albo zrobił coś niewłaściwego. Jeśli to nie był chwilowy kaprys, to chyba mogłam zaryzykować… Tylko jak to wszystko rozegrać? Łamałabym sobie głowę w nieskończoność, gdyby nie wiadomość od zupełnie niespodziewanej osoby.
„Idźcie za ciosem, bo długo czasu stracicie na podchody. Miłość to idealny prezent na święta ;)”

Dotarły do mnie informacje o jako takim rozejmie Kurka z Aśką, ale nie wiedziałam, jakie siatkarz ma odczucia. Tymczasem dalej interesował się dobrem kumpla, chyba nawet nas podglądał. Miłość. Wielkie słowo, którego nie zamierzałam jeszcze używać. Bałam się zbyt wybujałych marzeń o czymś, czego nigdy nie zaznam.
Teraz czułam tylko euforię, bo Aleks obdarzył mnie wyjątkowym gestem. Najchętniej pobiegłabym do niego, by spytać, czy to nie sen. Niestety musiałam znieść rozłąkę, zanim ponownie go przytulę i spojrzę w czekoladowe oczy. Zaczynałam chyba dostawać obsesji. Chwyciłam telefon w dłonie.

„Przepraszam, ale chciałam napisać, że zje mnie tęsknota, nim wrócisz do Polski. Szczęśliwej podróży, Satanie ;-)”

To był koniec mojej relaksacji. Potrafiłam tylko sprawdzać telefon i wgapiać się w ekran. Miałam nadzieję, że jeszcze nie wyłączył komórki na czas lotu.

„W takim razie ja z tej tęsknoty uschnę. Bark mi ciebie bardziej niż dotychczas. Dobrze, że ostatnie wspomnienie twojej twarzy kojarzy mi się tak przyjemnie. Moja słodka :*”
„Aleks… Nie wiem, co ci odpisać.”
„Że będziesz śniła o mnie? ;)”
„Bardzo bym chciała :-)”
„I tego się trzymajmy. Będzie dobrze :* oglądaj mecz!”
_ _ _

Rozważał wlot do Belgradu już z Lublany, ale chyba niestety zbyt późno. Na szczęście mógł liczyć na jakieś połączenie z Polski. Miał także towarzysza podróży w postaci Cupko. Najtrudniejszą rzeczą było chowanie prezentu przed przyjacielem. Zamierzał wręczyć go już na lotnisku w ojczyźnie.
- Dlaczego nie możesz mi go dać już teraz? - jęczał przyjmujący.
- Bo dzisiaj jest 21 grudnia, nie 24.
- Aleks, no. Melanii też nic nie dałeś przed czasem? - dociekał.
- Nie twój interes - kumpel próbował zrzucić go z krzesła.
- No tak, ty po powrocie dasz jej siebie w kokardce.
- Cupko!
Przepchnęli część kolegów z drużyny, goniąc się po boisku. Reszta spoglądała na nich z rozbawieniem. Wszyscy przywykli do temperamentu Serbów i ich częstych niepoważnych sprzeczek. Paweł zaczął biegać za nimi, a Daniel ustawiać przeszkody. Przerwał to kierownik drużyny, zarządzający powrót do hotelu.


__________________________________________


Witam :) Naczekaliście się, to w nagrodę taki odcinek :)
Mogę przyznać, że jestem dumna i mi się podoba :)
A jak wam? ^^

Pozdrawiam

niedziela, 22 marca 2015

- twenty four -

Coraz mniej dni zostało do świąt, a jednocześnie i do krótkiego odpoczynku siatkarzy. Zapewne wyczekiwali tego podobnie jak uczniowie w szkołach. Ja też zdecydowanie nie miałam nic przeciwko odpoczynkowi w przytulnym łóżku. Pracowałam do tej pory na zwiększonych obrotach, załatwiając sprawy bieżące, jak i nadrabiają zaległe sprawdziany. Nauczyciele na szczęście okazywali mi wyrozumiałość, gdyż Aśka od początku poinformowała ich, co mi się przytrafiło. Także teraz wychodziłam już na prostą, o ile można za to uznać uciekające dni, dzielące mnie od matury. Wiedziałam, że nie uniknę nerwów.
Skrę Bełchatów pochłonęły mecze wyjazdowe, więc nie sprzyjało to spotkaniom z Aleksem. Serb nie omieszkał zasypywać mnie w zamian wiadomościami i telefonami. Nawet jeśli czułam się fatalnie, to on momentalnie przywoływał uśmiech na moją twarz. Zawsze bolała mnie szczęka od śmiechu, gdy kończyliśmy rozmowę.

- Cześć Mely! – usłyszałam radosny głos w telefonie.
- Cześć, Satanie.
- Hahaha, nie zapomniałaś.
- Jakbym mogła. Opowiadaj – zachęciłam bruneta.
- Och, nic ciekawego. Trenujemy jak zawsze. Dzisiaj mecz, pojutrze wylot do Słowenii. Tyle się dzieje – wymieniał.
- Żałuję, że dzisiaj bez transmisji.
- Ja żałuję, że tak mało czasu, żeby się spotkać – przyznał atakujący, czym bardzo mnie rozczulił.
- Spokojnie. Wytargujemy jakąś chwilę, zanim odlecisz do siebie - próbowałam myśleć pozytywnie.
- Nie sądziłem, że będę tak strasznie tęsknić - westchnął smętnie, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wzięłam kilka wdechów, ale i tak czułam przyspieszone bicie serca.
- Mi też ciebie brakuje...
- Naprawdę? – ewidentnie się ucieszył.
- Przecież nie ma kto nade mną skakać. Rodzicom się już odechciało – zażartowałam, bojąc się dalszych sentymentalnych wyznań.
- Już ja bym się tobą zajął, dziewczyno – wymruczał, wywołując u mnie gęsią skórkę.
- Aleks!
- Już dobrze, już dobrze. Nie piszcz, bo ogłuchnę – rzucił pospiesznie Serb z nutą rozbawienia. Nie miałam wątpliwości, iż wcześniej działał z premedytacją.

Odniosłam wrażenie, iż bardzo szybko staliśmy się sobie niezwykle bliscy. W końcu pół roku temu w ogóle nie mieliśmy o sobie pojęcia. Teraz Aleksandar stanowił jakąś część mojego życia. Wcześniej nigdy nie podejrzewałam siebie, żebym była zdolna do stworzenia takiej relacji.
Jednak teraz większość moich myśli  kierowała się ku Joannie. Wysłuchałam od niej opowieści o spotkaniu w centrum handlowym, aż żałowałam, że nie pojechałam tam z nią. Miałby kto strzelić Bartkowi w twarz. Ludzie, którzy krzywdzili moich bliskich, automatycznie mnie do siebie zrażali. Nie ukrywałam swojego zawodu co do osoby przyjmującego.
Szukałam wielu sposobów na poprawienie nastroju przyjaciółce. Przede mną nie musiała i nie potrafiła ukrywać zmartwień. Trudno się dziwić jej obniżonemu samopoczuciu.
- Wiesz co? Po co on tyle gadamy. Pokazał doskonale, że nie jest tego wart. – Uścisnęłam Asię mocno.
- Jestem zbyt wspaniała, żeby się tym przejmować. Masz rację – odpowiedziała, w końcu się uśmiechając.
- Teraz, pani wspaniała, wymyśl coś na obiad – ponaglałam, czując burczenie w brzuchu.
Brunetka wstała ze swojego łóżka, zamierzając przejrzeć zawartość lodówki w kuchni. Zanim zniknęła w korytarzu, rozdzwoniła się moja komórka. Aśka zerknęła na wyświetlacz, szczerząc się nagle szeroko.
- Proszę, proszę. Aleksik się stęsknił.
- Nie miał za czym. Rozmawialiśmy wczoraj, dzisiaj wysłałam mu kilka SMS – tłumaczyłam, chwytając telefon w dłonie.
- Odbierz, nie będę wam przeszkadzać. – Mrugnęła okiem i zamknęła za sobą drzwi.

- Słucham?
- Hej, moja ulubiona Polko – rzucił do aparatu, a ja wychwyciłam w tle dźwięk telewizora.
- Jakie tytuły, mój ulubiony Serbie. Chociaż… Jest jeszcze Djoković… - udałam, że się zastanawiam i naprawdę mam wątpliwości. Nie czekałam zbyt długo na efekt.
- Ekhem! Sądzisz, że jest przystojniejszy, sympatyczniejszy, zabawniejszy i bardziej uroczy ode mnie? – zapytała z lekkim oburzeniem Aleksandar.
- A nie? – droczyłam się.
- Udam, że tego nie słyszałem. Przemyśl dobrze, zanim odpowiesz jeszcze raz.
- W końcu to nie on tak troszczył się o moje zmarznięte dłonie – przyznałam szczerze, trochę się roztkliwiając w myślach.
- A to nie wszystko na co mnie stać – zniżył głos brunet.
- Nie oczekuję specjalnego traktowania.
- Stary, nie bajeruj jej tak, tylko powiedz, o co chodzi – krzyknął gdzieś w oddali Cupković, na co zaśmiałam się  serdecznie.
- To masz do mnie jakiś interes?
- Od razu interes. Mam zaproszenie dla ciebie i Asi na wieczór w boskim towarzystwie – oświadczył zadowolony z siebie.
- Dzięki za dobrą prezentację – usłyszałam jego kumpla. – Też możesz iść z nami.
- Cupko! Pamiętaj, co ci mówiłem o twoim zachowaniu!
- Och, Mely. Musisz wiedzieć, o co mu chodzi. Tak naprawdę to boi się mojego uroku osobistego i cały dzień słyszę: łapy z dala od Melanii – przyjmujący parodiował atakującego, a ja pękałam ze śmiechu.
- Oddawaj telefon, ty gnido! – wrzeszczał Aleksandar. – Mely? Nie rozłączaj się. Momencik.
Potem słyszałam tylko okrzyki w ich języku i odgłosy szamotaniny. Oby się za bardzo nie uszkodzili wzajemnie.
- Jesteś? – wydyszał Atanasijević do słuchawki.
- Tak, a wy żyjecie?
- Jasne. Należało mu się. Mam nadzieję, że swoją głupotą poprawi humor Asi – odparł chłopak. Czyli to teraz my mieliśmy pomagać jej.

_ _ _

- Aśka! – krzyczała Melania, zbiegając po schodach.
- Podpaliłaś zasłonki czy co? – spytała gospodyni.
- Nie, załatwiłam nam towarzystwo na wieczór – oznajmiła zadowolona z siebie szatynka.
- Nigdzie nie idę!
- Oczywiście, że idziesz. Odmówisz dwóm serbskim przystojniakom?
- Jak to? – zaskoczona Stałecka zawisła nad patelnią.
Spodziewała się raczej jakichś podchodów do pogodzenia jej z Bartkiem. Na chwilę straciła rezon, zanim domyśliła się, o kim mówiła jej przyjaciółka. Bardzo ujęło ją to, że nie mieszała ją w konfrontacje z Kurkiem i chyba w przypływie wdzięczności za odmienne towarzystwo, postanowiła ulec namowom.

Zdecydowali się na lokal w Łodzi, żeby nie dusić się w ogromie ciekawskich spojrzeń w Bełchatowie. Nie wszyscy kibice posiadali tyle taktu, by zostawić im odrobinę prywatności. Siatkarze czekali na parkingu, natychmiast rozpromieniając się na widok dziewczyn, wysiadających z samochodu. Przywitali się serdecznie, przy okazji przedstawiając sobie Konstantina i Joasię.
- Naprawdę 60 cm? – powątpiewała szatyna przy wyborze pizzy. – Chyba wy to będziecie jedli.
- Nie ma problemu, co nie, Atan? – Przybili sobie piątki.
Dziewczyny z wielkimi oczami wpatrywały się w kelnera stawiającego przez nimi ogromny obrotowy talerz. Niby siedzieli tu w czwórkę, a panowie byli sporymi osobnikami… Melania spoglądała na Aleksa ochoczo pałaszującego pierwszy kawałek. Siedział naprzeciwko niej. Chyba w końcu wyczuł jej wzrok, bo uśmiechnął się  znad talerza i szturchnął ją kolanem. Bez wahania oddała mu kuksańca, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
Cupko zagłębił się w rozmowie z Asią o ich wspólnym ulubionym serialu, lecz nie umknęło jego uwadze zachowanie towarzyszy.
- Zobacz, chyba ciekawiej jest pod stołem – rzucił głośno do brunetki.
- Dobrze, że się nie rzucają na siebie. Skoro to przyjacielski wypad, to się powstrzymajcie, gołąbeczki – powiedziała, uważnie obserwując purpurowiejącą twarz przyjaciółki.
- Ale… - zaczęli oboje na raz, na co ich znajomi wybuchli śmiechem.
Do końca wieczoru śmiali się już w czwórkę. Głównie dlatego, że atakujący i jego przewodniczka nie chcieli być ponownie oskarżani o zajmowanie się sobą. Tak jak kręcił się talerz z pizzą, tak oni zmieniali miejsca, zwłaszcza dla żartów osobie powracającej z toalety. Chochliczy nastrój nowopoznanych znajomych przyczynił się do sytuacji, gdy Aleksandar został zmuszony do siedzenia koło Melanii.
Dziewczyna dziwiła się nagłemu przyspieszeniu serca, znajdując się tak blisko Serba. Przysunął się do niej bardziej, nałożył na jej talerz kawałek pizzy i korzystał z każdej sekundy tej sytuacji. Lubiła opowieści chłopaków dotyczące ich młodości i wspólnych wybryków. Nawzajem przypominali sobie szczegóły, rozbawiając towarzyszki do łez.  W międzyczasie Ziemborowska oparła dłonie na siedzisku ławy. Niepostrzeżenie dla wszystkich chłopak chwycił jedną z nich w swoją. Uspokajająco gładził palcami skórę Melanii, uśmiechając się pod nosem. Ona wychwyciła u niego ten wyraz twarzy i sama lekko się rozluźniła.
Niechętnie wstali od stolika, dziękując sobie wzajemnie za miłe spotkanie. Pokonali razem ciemności na parkingu, odnajdując własne pojazdy.
- Nie przejmuj się Kurkiem. Kiedyś dorośnie i zrozumie błędy. Faceci tak mają - rzucił Konstantin do Stałeckiej. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- W końcu to nie jedyny fajny facet na świecie. W Skrze też nie, co nie?
Przytulili się na pożegnanie, życząc przy okazji Wesołych Świąt.
- A tobie to chyba muszę podziękować za uczłowieczenie kumpla – zaśmiał się szatyn, podchodząc do drugiej dziewczyny.
- Było aż tak źle?
- Kobieto, nawet sobie nie wyobrażasz. Jestem Aleks, król dżungli  - ponownie żartował z kolegi, cudem unikając ciosu w ramię.
- Myślę, że gorzej już nie powinno być – odparła.
- Dobrze, że jesteś, Mely. Nie zostawiaj go już – rzucił cicho Serb do jej ucha.
_ _ _

Przechadzała się korytarzem galerii, przyciągając spojrzenia kupujących. Cóż, anielskie skrzyła i biała sukienka to nie był codzienny strój, zwłaszcza przy panującej na zewnątrz zimie. Łódzkie centrum przygotowało wiele atrakcji dla dzieci, a ona najzwyczajniej w świecie pracowała jako pomocnica świętego Mikołaja. Wypatrywała rodzin z dziećmi i opowiadała niezliczone historie, byle tylko zachęcić małoletnich do zabawy i poddania się świątecznemu nastrojowi. W końcu kto nie chciałby złożyć oficjalnego zamówienia na prezenty bezpośrednio u Świętego?
W ręku trzymała koszyk z czekoladowymi cukierkami na zachętę. Twarz lekko bolała ją od ciągłego uśmiechania, ale nie robiła przecież tego za darmo. Wyciągnęła rękę ze słodyczami do przebiegającego chłopca.
- Zapraszamy do chatki Świętego Mikołaja.
- Prawdziwego? - Dziecko patrzyło na nią z powątpiewaniem.
- Najprawdziwszy. Możesz mu opowiedzieć, co chciałbyś dostać pod choinkę. usiąść na kolanie albo w saniach - wyliczała.
- Barteeek, mogę iść do Świętego Mikołaja? - wykrzyknął szatynek, a ją nagle zmroziło. Mała twarz kogoś jej przypominała.
- Nie sądzę, żebyś zasługiwał na prezenty, byłeś chyba niegrzeczny, nie sądzisz? - siatkarz zmierzwił włosy brata, na co ten zareagował głośnym protestem.
- Wcale nie! Ty byłeś gorszy! - odwdzięczył się kuksańcem w brzuch, gdyż po prostu tylko tam sięgał.
- Z tym akurat się zgodzę - mruknęła pod nosem Asia.
- Kogoś mi ten anioł przypomina - zaczął się zastanawiać na głos Bartosz, puszczając dłoń dziecka, które od razu pobiegło w stronę Mikołaja. - Nie powinnaś mieć przypadkiem ogonka i różków?
- Zostawiłam ten strój dla ciebie, chyba, że urosły ci już prawdziwe - odgryzła się.
- Jestem nieco sporych rozmiarów, nie sądzisz? No i mam swój własny ogonek - przekrzywił jej aureolę, którą miała wplątaną we włosy.
- Ugh... - strąciła szybko jego rękę, przywracając rekwizyt na poprzednie miejsce. - Nie dotykaj mnie.
- Coś ty taka nietykalska dzisiaj? Wstałaś lewą nogą, czy co? - uniósł zabawnie brew, na co ona mimowolnie chciała się uśmiechnąć. - Aniołek nie powinien mieć takich humorków.
- Zobaczyłam ciebie, to wystarczyło - zdobyła się na gniewne spojrzenie i szybko ruszyła przed siebie.
- Poczekaj, Aśku, no - zawołał za nią i w kilku dużych krokach znowu był obok. - Przepraszam. W ogóle. Wiesz - plątał się.
- Nic mnie już to nie obchodzi. Spokojnie. Rób sobie ze swoją panienką, co chcesz - rzuciła dziewczyna obojętnym tonem.
- Asia, no - marudził pod nosem jakieś przekleństwa, zastanawiając się, jak może wpłynąć na zdanie dziewczyny o nim. - To nie.. My wcale.. Cholera.
- I ty zdałeś maturę z polskiego? W takim razie w tym momencie przestałam się martwić o swoją.
- Oj, przestań, proszę cię - mamrotał. - Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
- Nie wszystko da się naprawić. Daj sobie spokój, było, minęło - klepnęła go w ramię, chcąc się oddalić.
- Wiesz - zaczął powoli po chwili ciszy. Aśka starała się udawać, że nie zwraca na niego uwagi, ale skupiony wyraz twarzy i poważny głos siatkarza zaintrygowały ją. - Po prostu gubię się w tym wszystkim. Zależy mi na tobie, w pewien sposób również na niej. Ale nie wiem zupełnie, co robić. Pierwszy raz czuję się tak... Nie chcę być nie fair wobec nikogo, choć wiem, że w ogóle mi to nie wychodzi. Pewien jestem tylko jednego: zranienie ciebie jest ostatnią rzeczą, którą chciałbym zrobić.
Spojrzała na niego. Milczeli przez jakiś czas, tylko się w siebie wpatrując. Z tego stanu wyrwały ją dzieci, próbujące sięgnąć po słodycze. Zajęła się nimi z firmowym uśmiechem, a potem z powrotem odwróciła do szatyna.
- Dziękuję za szczerość. Sam przyznasz, trochę się namieszało ostatnio. Lepiej nie mąć sobie jeszcze bardziej w głowie. Najpierw ogarnij sytuację z Dominiką. Na dobry początek - uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję - również wygiął wargi w górę, choć nadal niepewnie. - Nie będę ci już może przeszkadzał. Pracujesz przecież, a ja muszę złapać Kubę, żeby się gdzieś nie zgubił.
- Ten dzieciak jest mądrzejszy od ciebie, bez obaw - zaśmiała się. - Udanych zakupów i wesołych świąt - pomachała na pożegnanie.
- Skoro tak mówisz - wzruszył ramionami, rozbawiony. - Wesołych!

           Patrzył chwilę za znikającą białą połyskliwą suknią. Trochę mu ulżyło po tej rozmowie. Naprawdę zależało mu na jej dobrym zdaniu co do jego osoby. Bartosz uśmiechnął się do siebie, napawając nadzieją, że nie wszystko jeszcze stracone.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


Wiecie, co odkryłam? To ostatni odcinek, który był gotowy i napisany w całości. Reszta jest w rozsypce xD
Przepraszam z góry, jeśli bym miała jakieś opóźnienie. Jednak obiecałam sobie regularność, to tego się trzymam :)
Nie wiem ile jeszcze, ale na pewno jesteśmy znacznie za połową.

Trzymajcie się ;)