niedziela, 26 maja 2013

- two -


Zacisnął mocno powieki podczas lądowania. Lekko zaszumiało mu w uszach. Polska przywitała go łagodnymi promieniami słońca, wyglądającymi zza chmur. Od rana buza mogła się przydać. Z walizką w dłoni i torbą na ramieniu niepewnie stał w hali przylotów. Bagaż odebrał kwadrans temu, a teraz niecierpliwie wyglądał kogoś, kto mógł go odebrać.
- Halo! Panie Atanasijević! – młody mężczyzna machała do bruneta z tłumu.
Udał się w tamtą stronę. Obok „krzykacza” ujrzał jeszcze dwóch starszych mężczyzn.
- Witaj, mam nadzieję, że podróż nie była uciążliwa. Nazywam się Konrad Piechocki i jestem prezesem klubu – wyciągnął rękę do chłopaka, którą ten uścisnął.
- Wszystko jest w porządku. Dotarłem cały i zdrowy.
- Cieszymy się bardzo. Teraz pojedziemy do mojego biura i dopełnimy formalności. Samochód czeka na parkingu.
Polecili mu iść za sobą i zaprowadzili do pojazdu. Na razie brunet czuł się dziwnie, bo wszystko było nowe, obce, nieznane.
- Nie przejmuj się. Postaramy się o jakiegoś pomocnika dla ciebie. Chłopcy też ci na pewno pomogą – uśmiechnął się Piechocki.
- Nie mogę się już doczekać treningu.
- Oczywiście możesz korzystać z hali, ale obawiam się, że reprezentacja upomni się szybko o ciebie.
- Wiem, ale możecie na mnie liczyć w październiku – odparł pewnie siatkarz.
- Miło nam to słyszeć. Czyli już na pewno się zdecydowałeś?
- Tak. Po to tu jestem. Spokojnie, nie wycofam się.
W budynku, gdzie znajdowała się siedziba władz drużyny, na jednym z blatów leżał plik papierów. Na krześle siedział młody brunet, a w ręce trzymał długopis. Zgromadzeni wokół niego mężczyźni uważnie śledzili każdy jego ruch. Nikt nie przerywał bezwzględnej ciszy. Dla wszystkich była to bardzo ważna chwila. Jednak dla Serba najbardziej. Spojrzał po rządkach czarnych liter. Czytał kopię dokumentów w domu z 10 razy, żeby potem nikt mu nie zarzucił nierozwagi. Przyłożywszy końcówkę długopisu do papieru, wstrzymał oddech i przymknął oczy. Wszystko, by nie żałować. Następnie złożył na dokumencie zamaszysty podpis.
- Gotowe – oparł się o oparcie krzesła.
- Zatem witamy na pokładzie – wszyscy uścisnęli kolejno jego dłoń, a trener Nawrocki zabrał go jeszcze do siebie.
W godzinie rozmowy zawarła się wizja roli Aleksandara w drużynie i odpowiedzi na wszystkie jego pytania. Zostawił w recepcji kopie dokumentów, a jeden z pomocników zawiózł go do nowego mieszkania.
- Także, nie kłamiemy. Wszystko na ciebie czeka.
Oczom siatkarza ukazało się bardzo gustownie urządzone mieszkanie. Dla niego samego w sam raz, a może jeszcze by się ktoś zmieścił?
- Możesz się rozgościć. Gdyby coś, dzwoń pod numer, który znasz. Prawdopodobnie i tak ktoś się do ciebie zgłosi.
Jego przewodnik zniknął, a on został sam w wielkim świecie. Pierwsze, co zrobił, to zadzwonił do mamy z nowinami. Musiał komuś to wszystko opowiedzieć.

_ _ _

Oficjalne spotkanie trwało w najlepsze. Sala konferencyjna przepełniona była mężczyznami w garniturach. Kamil Ziemborowski wdawał się w właśnie w szczegółowy plan swojej pracy. Przedstawiał wszystko krok po kroku.
- Dobrze, panie Kamilu. Wierzymy panu na słowo, powołując się na opinie zadowolonych klientów. Nie znamy się na wszystkim, więc po co męczyć uszy? – przewodniczący uśmiechnął się uprzejmie.
- Skoro tak, już kończę.
- Bez urazy. Nikt nie neguje pana kompetencji. Jesteśmy pod wrażeniem. Wszyscy kochamy sport, siatkówkę i chcemy, żeby nasi zawodnicy mogli ją uprawiać bezpiecznie, o co pan zadba – tłumaczył siwowłosy mężczyzna.
- Nic się nie stało. Wszystko gra – odparł brunet.
- Zatem zapraszam panów na obiad do jadalni. Chyba każdy coś wybierze ze szwedzkiego stołu.
Wszyscy przeszli do pomieszczenia naprzeciwko. Tam w małych grupkach toczyli swobodne rozmowy. Ziemborowski nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć. Na szczęście z ratunkiem przyszedł prezes Skry Bełchatów, który wprowadził go do rozmowy ze swoimi towarzyszami.
- Obiecuję, że gdy przyjedzie pan do Bełchatowa, nikt nie będzie sprawiał problemów.
- Nie jestem prezydentem, żeby mieć wygórowane wymagania. Nawet nikt nie zauważy, że byłem.
Towarzystwo, jak widać, znało się bardzo dobrze, więc tematy rozmów były luźniejsze.
- Panowie, co mam zrobić z młodym Serbem, żeby mi nie uciekł? Boję się, że zwieje – wyznał Konrad.
- Jak to co? Kobiety! Dziewczyny mu trzeba – zaśmiali się pozostali.
- Przecież nie będę się bawił w alfonsa. Jednak faktycznie, potrzebowałby kogoś w jego wieku. Co by chciał, by się dowiedział.
- A że przy okazji byłaby to ładna Polka – znów zrobiło się wesoło.
- Nie ma któryś z was nastoletniej córki? – Piechocki rzucił luźno. - Może pan, panie Kamilu? – spytał.
- Moja Melania jest w maturalnej klasie. Co w związku z tym?
- Robienie castingu to marnowanie czasu… Zgłoszą się jakieś obsesyjne, napalone małolaty, a ja potrzebuję raczej przewodnika. Panie Kamilu, a może córka zgodziłaby się nam pomóc? Oczywiście nie za darmo.
- Ale na czym konkretnie miałoby to polegać? – mężczyzna wydawał się oszołomiony.
- Przypuśćmy, poda pan adres e-mail swojej córki, my go podamy Aleksandarowi. Gdyby miał jakiś problem, pytanie dotyczące nowego miejsca, napisałby do niej.
- Brzmi całkiem rozsądnie. Mela uwielbia siatkówkę, więc nie będzie problemu, jeśli o to chodzi. Jakieś wytyczne co do ich kontaktów? Czegoś zabraniacie?
- Lepiej żeby go nam nie uszkodziła, nie zabiła i tym podobne. A tak, to nie będziemy robić ograniczeń. To co? Zgoda? – spytał prezes Skry.
- Trzeba sobie pomagać. Już podaję ten e-mail. Mam nadzieję, że za to nie oberwę – przeszukiwał telefon Kamil.
- Wszystko załatwimy tak, że będzie dobrze.

_ _ _

Brunet próbował właśnie sprawdzić kanały w telewizji i szukał czegoś serbskiego. Miał nadzieję, że nie będzie skazany wyłącznie na komputer. Znajomym zdążył się pochwalić, gdzie przebywa. Zdziwił go tak szybki odzew ze strony klubu.
- Słucham? – odebrał telefon.
- Witaj, Aleksandar. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Udało nam się załatwić dla ciebie prywatnego przewodnika po Polsce i okolicy. Mam nadzieję, że to ci trochę ułatwi życie – prezes był wyraźnie z siebie zadowolony.
- Naprawdę? Fantastycznie, ale serbskiego raczej nie umie?
- Niestety, to jest mały defekt. Myślę, że poradzicie sobie z angielskim – odparł mężczyzna.
- Raczej tak. Mimo wszystko bardzo dziękuję za ten trud.
- Nie ma za co. E-mail dostaniesz w SMS. Reszta zależ od ciebie. Miłego wieczoru.
- Do widzenia – pożegnał się atakujący.
Siedział przed komputerem, pochłonięty rozmową z bratem. Cieszył się, że chociaż jego mógł przez chwilę zobaczyć na ekranie. Nie dało się ukryć, że tęsknił za domem, ale musiał być silny. Potrzebował samodzielności. Tak się zagadali, że Aleks nie wiedział, którą już godzinę. Jeszcze nie odespał podróży, więc musieli kończyć.
Położył się do łóżka. Przez chwilę wpatrywał się w sufit. Nowy kraj, nowe miasto, nowe mieszkanie, nowe łóżko. Nigdy  nie miał większych kłopotów z zasypianiem w nowym miejscu. Sięgnął jeszcze po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Przypomniała mu się pewna wiadomość.
- Jutro napiszę.
Z tym przesłaniem zamknął oczy i zasnął.


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


Hmm... Wiem, nie najlepszy pomysł, ale cóż, taki się zrodził dobry rok temu. Może nie będziecie na mnie krzyczeć :(
Tak to jest, zebrałam się z publikacją, jak Aleks odszedł z Plusligi, smuteczek.

niedziela, 12 maja 2013

- one -


Trzask drzwi wejściowych. Dzień dobry, to ja, wasza ukochana Melania wróciła do domu. Mogłam gadać sama do siebie, bowiem wewnątrz cisza rozbijała się o ściany. Jedno zerknięcie do salonu i wszystko jasne. Mama spała na kanapie przed telewizorem. Dzięki ci Panie za cud techniki czasowego wyłączania. Jeśli chodzi o moją rodzicielkę, wynalazek bardzo zbawienny. Zwłaszcza dla naszego portfela, gdyż rachunek za prąd opiewał na niższą sumę.
Nie miałam sumienia jej budzić, dość się napracowała. Weszłam do kuchni. Prosta konkluzja: nie ma ojca=nie ma obiadu. Pan domu przebywał na jednym ze swoich licznych wyjazdów zleceniowych, więc któżby tam jadł. Ano ja, najmłodsza mieszkanka tego domu. Moje kiszki odgrywały dokuczliwą melodię praktycznie od rana. Tylko w najśmielszych snach mogłam pomarzyć o obiedzie, gotowym, czekającym na mnie i parującym. Wprawiłam w ruch czajnik z wodą i paczkę chińskiej zupki. Na razie to musiało mi wystarczyć, gdyż nie miałam siły na nic ambitniejszego. Obiecałam sobie za to przyzwoitą kolację. O ile zdążę zgłodnieć.
Siedziałam u siebie pochłonięta materiałami na temat fizyki. Witajcie powtórki przygotowujące mnie do matury. Próbowałam cokolwiek zrozumieć z tego, czego będą ode mnie w niedalekiej przyszłości wymagać.
- Jesteś już? – zwabiona Bachem rozbrzmiewającym w moim pokoju mama, zerknęła do środka.
- Tak, od jakiejś godziny.
- Jadłaś?
- Coś przekąsiłam, spoko – odpowiedziałam, nie chcąc jej fatygować.
- Zamawiamy coś? – pomachała entuzjastycznie ulotką.
- Wybierz coś dobrego. Ten jeden raz zadecyduj za mnie – uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Zawołam cię.
Zamawiamy. Coraz częściej słyszana kwestia w domu. To niepojęte, że jeszcze nie mamy w „Neptunie” karty stałego klienta. Na razie po prostu rozpoznają nas po adresie.  Wcale nie mam pretensji do matki. Tylko… Czuję się nieważna. Westchnęłam tylko i przełączyłam na kolejny utwór z mojej składanki klasyków. Tylko to tak szybko działa na moje nerwy. Nie chcę nikogo przypadkiem zwyzywać, więc zawsze posiłkuję się metodą odstresowującą. Skoro już przetrawiłam formułki na swoje słowa, oddałam się muzyce całkowicie. Każdy dźwięk przybliżał mnie do równowagi psychicznej. Ten wydobywający się z mojej komórki niekoniecznie.
- Tak?
- Cześć, Słoneczko.
Radosny głos taty stonował moje bojowe nastawienie. Nic mi nie zrobił, więc nie miał powodu, żeby obrywać.
- O, hej. Jak tam? Gdzie ty w ogóle jesteś?
- W Łodzi. Nie uwierzysz, ale dostałem coś z branży siatkarskiej – odparł podekscytowany.
Tak jak oczekiwał, moja reakcja była natychmiastowa.
- Co dokładnie?
- Zbliża się sezon i władze wojewódzkie chcą przeprowadzić inspekcję wszystkich większych hal w łódzkim. Wybrali mnie. Podobno ktoś mnie im polecił. Nie wiem kto, ale jestem niezmiernie wdzięczny.
- Wspaniale. Pamiętaj, gdybyś spotkał… - zaczęłam.
- … jakiegoś siatkarza, to wezmę autograf dla ukochanej córki – wyrecytował.
- Uwielbiam cię. Uważaj na siebie tam na wysokościach. Nie chcę się zeskrobywać z któregoś parkietu.
- Jakaś ty przemiła. Może zorientować się za karnetami na przyszły sezon? – spytał.
- Nie wiem, czy już są. Zresztą ciebie i tak wiecznie nie będzie – mruknęłam.
- Tak się składa, że będę mógł chadzać z tobą na mecze.
- Serio? – spytałam zaskoczona.
- Tak. Jeśli teraz dobrze się sprawię, to polecą mnie gdzieś na stałe blisko was – usłyszałam radość w jego głosie.
- To cudownie. Tyle dobrych wiadomości.
- Jutro mam spotkanie z szychami siatkarskimi. Ma być ktoś ze Skry – poinformował mnie.
- No tak, w końcu jedna z ważniejszych hal sportowych w województwie. Potem mi opowiesz, jak było.
- Oczywiście. A jak twoje prawo jazdy?
- Eee… No… Jeżdżę na razie z instruktorem, może będę miała egzamin za tydzień – niemrawo odpowiedziałam na to pytanie. Drażliwy temat.
- To na pierwszy mecz w Bełchatowie prowadzisz ty – wykrzyknął.
- Jeśli to przeżyjesz. Teraz mamy kadrę na głowie i Mistrzostwa Europy. Podziały klubowe dawno poszły w odstawkę.
- Polska Biało-Czerwoni! – zanucił, a ja się roześmiałam.
Miałam dzisiaj powodzenie. Ledwo skończyłam rozmawiać, a rozległ się dzwonek do drzwi.
- Mela, do ciebie!
- Niech przyjdzie na górę – odkrzyknęłam, przewidując kto to.
Szybkie tupanie na schodach i po korytarzu. Kilka sekund potem do mojego pokoju wtargnęła Aśka.
- Boże, Mel, nie uwierzysz – wysapała zziajana.
- Co się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła albo Kurka  – zaśmiałam się.
- Właśnie nie! Nie jego! Kogoś innego – dopadła do mojego laptopa.
- To kogo? – spytałam zaciekawiona.
- Jego! Pierwszy raz ktoś zadziałał na mnie tak jak B.K. Czuję się jakbym kibicowsko go zdradzała – mruknęła, pokazując mi jakieś zdjęcie na monitorze.
Poprawiłam okulary na nosie i zerknęłam. Uśmiechnęłam się tylko szeroko.
- Ty wiesz, że to jest nowy nabytek Skry? – spytałam przyjaciółki.
- Nie pitol!
- Serio. Zmiennik Szampona – odparłam spokojnie.
- Czyli nie bez powodu jego zdjęcia trafiły na polskie strony?
- Przecież na pewno coś o nim napisali, nie czytałaś? – spojrzałam na nią zdumiona.
- Oj, ja tam tylko zdjęcia oglądam – mruknęła. – To bankowo jedziemy na mecz i ustawiam się w kolejce po autograf. Czyż on nie jest słodziutki?
- Tak, tak – przytaknęłam rozbawiona zachowaniem brunetki.
- Ty, trochę podobny do Mikołaja – palnęła nagle.
Wtedy spojrzałam na zdjęcie Serba, a potem przymknęłam oczy. Może rzeczywiście trochę przypominał Kamickiego. Bynajmniej rysy twarzy mieli zupełnie inne, aby te włosy… Nie byłam zadowolona, że Asia przywołuje znowu jego postać. Tym bardziej, że to ona kazała mi o nim zapomnieć. Od września będę musiała znów go regularnie oglądać, bo z moim szczęściem to pewnie codziennie na niego wpadnę.
- Możesz mi dać w wakacje spokój? – mruknęłam.
- Oj, przepraszam kochana. Nie chciałam, naprawdę – przytuliła mnie.
- Spoko, ostatni rok.
- A może jakoś się uda i pójdziesz z nim na studniówkę?
- Tu się puknij – pokazałam jej czoło. – Jakoś tego nie widzę.
- Przecież niczego ci nie brakuje – oznajmiła zdziwiona.
- Tak, a pewnych rzeczy mam nawet za dużo…
- Kopnij się!
No i tyle było rozmowy z moją przyjaciółką.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Długo musieliście czekać na pierwszy odcinek, długo. Bohaterowie i zerówka pojawili się w zeszłym roku. Wtedy też pisałam pierwsze odcinki tej historii. Potem jakoś stanęło, ale jestem i postaram się doprowadzić to do końca ;)
Mam nadzieję, iż mimo Aleks prawdopodobnie opuści Skrę, to będziecie chciały o nim czytać :)
Dziękuję tym, które wytrzymują moje wahania czasowe z tym wszystkim. Wkładam tu część siebie, więc powinno wyjść dobrze.
Psss! Radziłabym wejść w zakładkę "Powiadomienia".

Pozdrawiam :)