środa, 16 września 2015

- twenty eight -

Melania postanowiła rozładować emocje w kuchni. Nie wiedziała, co ze sobą począć i przez chwilę miotała się w każdą stronę.
- Pierogi - przypomniała sobie cel dnia. Czym prędzej uszykowała stolnicę, a po chwili w obłokach mąki wyrabiała ciasto. Daleko jej było do delikatności, gdyż masa odbijała się raz po raz z hukiem od blatu.
- Co ci ta paćka zrobiła? - usłyszała nad sobą głos siatkarza, jednak nawet się nie odwróciła. Jej ruchy mimo tego stały się nieco delikatniejsze. - Nie obraź się, ale nie wygląda to zbyt apetycznie... Chyba, że po ugotowaniu zyskuje jakieś super właściwości. Macie aż taki post w święta?
- Kucharz się znalazł - mruknęła, spoglądając na niego gniewnie.
- Hej, nie znam się na tym ani trochę, dlatego pytam - uniósł ręce w obronnym geście, po czym usiadł naprzeciwko niej i z zaciekawieniem wpatrywał się w jej ruchy. - Co tutaj masz właściwie?
- Mąkę z wodą - odparła, wiedząc, że nie przekona dzisiaj siatkarza do tej potrawy. Jutro będzie umierał z zachwytu, a wtedy ona zatriumfuje. - Spokojnie, w lodówce mam farsz.
- Farsz? - zabawnie zmarszczył brwi, na co Mely mimowolnie uśmiechnęła się. Chłopak po prostu rozbrajał ją swoją dziecinnością. - Ale jak chcesz to wsadzić do tego ciasta?
- Naiwny siatkarzyku. Zaraz zobaczysz.
Zabrała z szafki wałek, czując cały czas uważny wzrok atakującego. Pomyślała, że ze stresu i chęci zaimponowania jeszcze nic jej nie wyjdzie. Posypała mąką blat i zaczęła rozpłaszczać masę. Przy okazji przewracania coraz bardziej cienkiego płatu, w powietrze wzbił się tuman białego pyłu, a jego ofiarą padła twarz bruneta. Dziewczyna widząc go w białej maseczce, parsknęła śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknął, przecierając oczy, jednak po chwili również wykrzywił wargi w górę. - Przez ciebie nic nie widzę...
- Lepiej? - ochlapała go odrobiną wody pozostałej w szklance.
- Nie mogłaś podać mi po prostu ścierki? - spojrzał na nią z uniesioną brwią, a z lokowanej grzywki kapała mokra paćka.
- Tak było zabawniej - odparła, krztusząc się ze śmiechu. - Gdybyś tylko siebie widział, hahaha.
- Jak zaraz siebie zobaczysz! - zgarnął część mąki, która została na blacie i dmuchnął w dziewczynę. - Widzisz, też ci ładnie!
- Aaaaleks - jęknęła, wytrzepując włosy. - Tak wygląda twoje pomaganie?
- To nie ja zacząłem! - założył ręce na piersi i spojrzał na nią obrażony. Mely pokręciła głową: jak dziecko... - Daj mi coś do roboty, a nie śmiej się tylko.
- Nie oburzaj się tak - podeszła do niego i wytargała go za policzek. - Od kiedy to masz 5 lat?
- Jeśli zamierzasz mnie tak tarmościć to mogę być i pięciolatkiem - zabawnie zmarszczył nos.
- Nie kręcą mnie dzieciaki, wolę trochę starszych facetów - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy, pożyczę laskę od twojej babci - mrugnął do niej i potargał jej włosy, po czym usiadł na krześle z głośnym sapnięciem i poklepał swoje kolano. - Choć kochanie, opowiesz mi co tam w szkółce.
- Jesteś nienormalny - szatynka popukała się sugestywnie w czoło. - Patrz uważnie, pokażę ci jak zrobić pieroga.
Dobrze rozwałkowane ciasto spoczywało na stolnicy. Melania wzięła szklankę i wycięła z niego kilka kółek. Wzięła jedno z nich do dłoni i łyżeczką nałożyła niewielką ilość farszu. Potem starannie zlepiła końce koła. Zerknęła na siatkarza, który z wielkimi oczami patrzył na pieroga z kapustą i grzybami.
- Twoja kolej, cwaniaku.
- I to już? - brwi zdziwionego bruneta uniosły się. - Takie.. Czary-mary, rachu-ciachu i już? To nie może być takie trudne! - zawołał, po czym sięgnął po kółko. Nałożył łyżeczkę farszu, po czym zamyślił się. Jego duże dłonie przy tej czynności wyglądały niezwykle uroczo. Serb wysunął nieznacznie język, skupiając się na zlepieniu krawędzi placka. Po dłuższej chwili spojrzał zadowolony na Mely, jednak ta pokręciła głową.
- Rozleci się w gotowaniu - powiedziała spokojnie i pokazała palcem na kilka miejsc. Brunet starał się odpowiednio je docisnąć, jednak skutek był taki, że "brzuszek" z farszem pękł. Mel prawie parsknęła śmiechem, widząc siatkarza, który miał minę zbitego psa.
- To jest głuuupie – stęknął.
 Przyjaciółka zabrała jego dłoń i powtórzyła wcześniejszą czynność z tym, że sterowała jego palcami za pomocą swoich. O mały włos nie pogubiła się w tej plątaninie rąk.
- Dlaczego tobie idzie to tak łatwo? - zapytał, kiedy w końcu "wspólnymi siłami" ukończyli lepienie nieszczęsnego pieroga. Mel sięgała właśnie po następny krążek.
- Bo mam za sobą lata praktyki. Nie bądź dla siebie taki surowy. Próbujesz jeszcze raz sam?
- I tak mi się nie uda - mruknął, zakładając ręce na piersi. Mely rozplątała ten uścisk, po czym stanęła za nim i chwyciła wolny placek.
- Pokieruję cię - usłyszał jej szept przy uchu i drgnął mimowolnie. Zaskoczyło go, jak sprawnie lawiruje pomiędzy jego palcami. Nie zauważył nawet, kiedy dała mu więcej swobody, a on sam zakleił krawędzie pierożka.
- O - ucieszył się, po czym obrócił w jej stronę i wylądował nosem w jej włosach.           - Mely, od kiedy ty masz włosy na twarzy? - rozgarniał nieporadnie kosmyki.
- Na twarzy? - mruknęła, kiedy prawie dziobnął jej palcem w oko. - Co ty robisz, Aleks?
- Jak to co, próbuję się do ciebie dostać! - zabrzmiało to tak dwuznacznie, że poczerwieniała.
- Ty i te twoje pomysły. Lepiej na poważnie zajmijmy się lepieniem, bo nie zdążymy do jutra - obeszła ławę, walcząc z rumieńcami. Czy już nie będzie mogła z nim normalnie porozmawiać? Spojrzała na jego ręce walczące z ciastem. Naprawdę lubiła ich dotyk i ciekawym doświadczeniem okazała się sytuacja, gdy to ona nimi kierowała.
- To opowiesz babci, jakie masz oceny? - zażartował, próbując ją rozbawić, jednocześnie wskazując na kolana. Gdy Polka pochyliła się by dosięgnąć do dalszej części stołu, chłopak chwycił ją w pasie i usadził na swoich nogach.
- Ej! - zawołała, gdyż straciła przy tym manewrze równowagę i musiała objąć siatkarza mocniej, niż by wypadało. Spojrzała na niego z lekko rozchylonymi ustami, a on wpatrywał się w nią brązowymi oczyma.
- No co? - powiedział cicho, nieznacznie pochylając się w jej stronę.
- Zawsze musisz postawić na swoim? - poluźniła uścisk na jego szyi.
- Znasz mnie - mrugnął do niej i przysunął się bliżej, nie pozwalając jej na odsunięcie się. - Tak ci to przeszkadza?
- Całkiem wygodnie - rozsiadła się. - Ale nie wiem, czy wypada. Sam powiedziałeś, że nie jesteśmy... - urwała, oddając się kulinarnemu zajęciu.
- Nie jesteśmy..? - zmarszczył brwi, jednak ona nic nie powiedziała, zajęta lepieniem. - Mely! Mamy okazję, żeby pogadać, a ty jak zwykle uciekasz.
Przestała dopiero kiedy chwycił jej dłonie. Dziewczyna jakby lekko skurczyła się w sobie.
- Przecież tu siedzę, nigdzie nie uciekam.
- Ale udajesz, że mnie nie słyszysz. Co my nie jesteśmy? Dokończ, proszę.
- No nie jesteśmy ze sobą, razem - wydukała kompletnie onieśmielona. A może on wcale nie myślał o nich w takich kategoriach i się wygłupiła? Bardzo chciała zniknąć albo zapaść się pod ziemię.
- Cóż... - zamyślił się na chwilę i podrapał się po głowie. - Ja, tak sądzę, nie traktuję tego jako tylko... - urwał, widząc jej minę. Nie wiedział, czy właśnie czeka na jakąś deklarację z jego strony, czy też woli, żeby właśnie żadna nie padła. - Nie wiem, w jaką stronę zmierzamy, ale podoba mi się to.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi nie. Czuję się tylko zagubiona - wyznała szczerze.
- Ja czasem też. Nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić, czego ty chcesz i czy przypadkiem cię nie zranię - odparł cicho, opierając brodę o jej ramię. - Zróbmy coś z tym.
- Coś? Mam cię poprosić o rękę? - zaśmiała się.
- Lepiej nie - odezwał się ktoś w progu, a młodzi odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ziemborowska czym prędzej zeszła z kolan siatkarza.
- Coś się stało? - zapytała.
- Mieliście kleić pierogi, a nie kleić się do siebie - mężczyzna wszedł do kuchni i obrzucił wzrokiem ich dokonania.
- No i lepiliśmy, choć Aleksowi nie szło to najlepiej - stwierdziła, zerkając na deskę. Faktycznie, leżało tam zaledwie kilka pierożków. - Już wracamy do pracy. Nie martw się, zdążymy do wigilii.
- Teraz to ja cię kolego zabieram na prawdziwe męskie zajęcie - klepnął Aleksandara w ramię. - Jedziemy po choinkę. Może bez niego lepiej ci pójdzie - uśmiechnął się złośliwie do córki.
- Tato! - jęknęła, szturchając go w ramię. Aleks patrzył na tę dwójkę z uniesionymi brwiami. Mel odwróciła się więc w jego stronę i zaczęła mówić po angielsku.
- Mój tata zabiera cię po choinkę, masz ochotę się wybrać, czy wolisz lepić dalej? Podpowiem ci, wybierz pierwszą opcję, inaczej stąd nie wyjdzie.
- Nie musi być pan zazdrosny o córkę. Chętnie pojadę - powiedział zaskoczony chłopak.
- Ubieraj się, czekam w aucie - odparł gospodarz.
- Mam się bać? - zapytał jeszcze Aleks, odwracając się przez ramię do Mely. Ona tylko uśmiechnęła się i mrugnęła do niego. Siatkarz westchnął, po czym założył kurtkę i buty, i wyszedł z domu.

_ _ _

Siatkarze z Bełchatowa dostali zaledwie kilka wolnych dni w okresie świątecznym. Nikt nie narzekał. Każdy cieszył się choćby chwilą spokoju w otoczeniu rodziny. Chcieli na moment zapomnieć o siatkówce, skupić się na domowym cieple. Bartek uwielbiał święta w swoim domu. Mnóstwo pysznego jedzenia i cała najbliższa rodzina pod ręką. Jego brat rósł jak na drożdżach, więc starał się spędzać z nim dużo czasu, by ciągle utrzymywać z nim dobry kontakt. Tak, to był dla niego najlepszy czas w roku. W jego torbie w pokoju leżały zapakowane prezenty dla najbliższych. W tym jeden dla brunetki, która zajmowała sporą część jego myśli. Nie planował zrywać kontaktu z Joasią, a wręcz przeciwnie.
Poinformował rodzicielkę, że wybywa na jakiś czas, ale na pewno wróci na kolację. Wsiadł do samochodu, na siedzeniu pasażera odkładając podarek. Bez problemów pokonał drogę do mieszkania dziewczyny. Kiedyś wyłudził od niej adres, bo przecież ona już u niego była. Teraz w końcu mógł go wykorzystać.
Chwilę stał pod drzwiami, jakby wahając się, czy aby na pewno powinien zakłócać jej przedświąteczny okres. Odetchnął głęboko i uniósł dłoń, zwijając palce w pięść. Delikatnie zastukał o drewniane skrzydło, potem ponownie. Nie minęło kilka chwil, a przejście otworzyło się. Otworzył zaskoczony usta, widząc przed sobą pana w średnim wieku. Miał na sobie opinającą się na brzuchu koszulę i krzaczastego wąsa pod nosem. Bartek zamrugał kilkakrotnie i pokręcił głową. Miał wrażenie, że dłonie zrobiły się dziwnie wilgotne.
- Dzień dobry - przywitał się, odchrząkając nieprzyjemną gulę w gardle.
- Tak? - Mężczyzna spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Czy jest może Asia? - zapytał szatyn, przypominając sobie, że wciąż trzyma ręce w kieszeniach. Wyciągnął je szybko, ale nie wiedział, co z nimi zrobić. W końcu splótł je za plecami.
- A pan to..?
- Jestem jej kolegą - rzucił uspokajająco, mając cichą nadzieję, że ta krępująca sytuacja w końcu się skończy.
- Jakiś pan… wyrośnięty - ocenił go pan domu. - Wejdź, zaraz ją zawołam. Uwaga na głowę.
Bartek przestąpił próg, ciągle odczuwając zdenerwowanie. Ozdobne pudełko uwierało go pod kurtką. Zerkał w głąb domu, ale nie dostrzegł nigdzie dziewczyny. Do jego nosa doleciał tylko zapach jakiegoś ciasta. Zupełnie jak w jego domu, przygotowania do świąt szły tu pełną parą. Nie spodziewał się zobaczyć brunetki w fartuszku. Jakoś to mu do niej nie pasowało.
- Asia! - zawołał ojciec. - Jakiś wielki kolega do ciebie!
Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i kleiła misterne ozdoby z papieru na choinkę. Zawzięła się tego roku i postanowiła przygotować coś sama, widząc horrendalne ceny w sklepach za kawałki plastiku pomalowane farbą. Jej pokój zdobiły strzępki papieru i brokat. Sama pewnie cała się błyszczała, ale nie zważała na to. Okrzyk taty ją zadziwił. Nie spodziewała się gości, a na pewno nie miała “wielkich kolegów”. Chociaż…
- Bartek? - rzuciła zdumiona, gdy zbiegła po schodach.
- Cześć - powiedział Kurek, wyraźnie się rozluźniając. Dziewczyna przez chwilę stała na ostatnim stopniu, unosząc brwi z zaskoczeniem.
- Cześć, co ty tu robisz? Nie spędzasz świąt w domu?
- Oderwałem się od lepienia pierogów - zabawnie zmarszczył nos na samo wspomnienie świątecznych obowiązków. - Chciałem złożyć ci życzenia i… w ogóle.
- I przyjechałeś tu specjalnie? - dalej nie dowierzała. - Do mnie? Dziękuję. Ja tobie też życzę Wesołych Świąt i żebyś nie dostał rózgą po tyłku. Może usiądziesz na chwilę? W kuchni na pewno się znajdzie coś słodkiego - zaproponowała.
- Nie chciałbym przeszkadzać - zaprotestował, ale ona tylko pociągnęła go za rękę w stronę pomieszczenia.
- Za tą trasę jestem ci winna chociaż herbatę - odparła, sadzając go na krześle. - Czarna, owocowa?
- Czarną poproszę - uśmiechnął się lekko, ściągając kurtkę. Nagle, z kieszeni wypadło niewielkie pudełko, które z głuchym stuknięciem wylądowało na ziemi.
- Jak zawsze niezdarny - zażartowała, zajmując się wstawieniem czajnika na gaz. - Cud, że głowy z karku nie upuściłeś na podłogę.
- Jak zawsze miła - wytknął jej język. - Słuchaj, Asia - obracał zawiniątko w palcach. Poczekał aż dziewczyna położy dwa kubki na stole. - Są święta… To dla ciebie - przesunął pudełko na blacie w jej stronę.
- Dla mnie? - wpatrywała się w stół wielkimi oczami. -  Ja nie… Dziękuję bardzo, ale…
- Po prostu go weź, ok? - popatrzył na nią błagalnie.
- No to zobaczmy, co tam wymyśliłeś - uchyliła wieczko, a jej oczom ukazały się śliczne kolczyki w kształcie rombów zbudowanych z kilkunastu niebieskich łezek. - Śliczne.
- Jak już mówiłem, to prezent dla ciebie. Naprawdę jesteś mi bliska - niepewnie dotknął jej dłoni. - Chciałbym, żebyś dalej ze mną rozmawiała.
- A co z Dominiką?
- Póki co, nic się nie zmieniło. - Bartek spuścił głowę, wpatrując się w kubek. Usłyszał ciche westchnięcie.
- Oj, Kurek, Kurek. I co ja mam z tobą zrobić? - pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.
- Dać mi trochę czasu - powiedział cicho. Posłał jej nieśmiałe spojrzenie i rozluźnił się, widząc, że nadal siedzi naprzeciwko niego.
- Niech ci będzie, niedorajdo - zażartowała. - Może za rok będziesz wolny.
- Chcesz na mnie czekać? - uniósł zawadiacko jedną z brwi.
- Ja mam cię chcieć za chłopaka? Takiego niezaradnego wielkoluda? Chyba żebyś mi firanki wieszał i ścierał kurze z górnych półek - prychnęła, udając niechęć.
- No wiesz! - siatkarz aż poderwał się z krzesła.
- Zluzuj majty, siadaj - powiedziała. - Ja ci niczego nie obiecam, bo ty mi też niczego nie możesz zadeklarować. Zresztą nie zamierzam cię do niczego zmuszać. To twoje życie, sam sobie wybierasz kobiety. Masz dziewczynę. Ja mogę zostać tylko twoją przyjaciółką, jasne? - obserwowała uważnie jego twarz.
Może i trochę przygasły iskry w jego błękitnych oczach, ale dla niej liczyło się czyste sumienie i uczciwość wobec samej siebie. Gdyby dopuściła go zbyt blisko, z łatwością pozwoliłaby mu się omotać. Tak było z wizytą u niego, kiedy się pocałowali. Szatyn doskonale potrafił czarować i uwodzić. Ciężko było się oprzeć jego urokowi. Pewnie gdyby nie jego upiorna partnerka, w końcu skończyliby jako para. Na razie powstrzymała tak szalone wizje. Wszystko było w jego rękach.
- Zrozumiałem - pokiwał głową. - Gdyby coś się zmieniło, to dowiesz się pierwsza.
- Tylko mam nadzieję, że nie dostanę codziennie litanii narzekań na twoją dziewczynę - zastrzegła.
- Bez przesady. Nie jestem taki - przewrócił oczami.

- Kto cię tam wie, Kurek.

______________________________

Ktoś bliski i poniekąd mądry powiedział mi, że możecie pomyśleć, że mam was gdzieś w związku z brakiem publikacji odcinków. Muszę was zapewnić, że tak nie jest. Wasze komentarze i dopytywanie bardzo mnie cieszyły :) Nie wiem, czemu nie umiałam wykrztusić sama z siebie kilku stron od tamtej pory. Pewnie to było 50% lenistwa, a reszta pozostała dla mnie tajemniczą blokadą.
Tak sobie teraz myślę, że powinnam w tym roku to skończyć i zamknąć, no nie? ;) Obiecuję częściej zaglądać do moich magicznych dokumentów i częściej zjawiać się tutaj :) Naprawdę, niedużo nam zostało. Odcinki lecą, a ktoś się jeszcze nie zeszedł, co? :-P
Dziękuję za wsparcie moim dziewczynom, zwłaszcza tym, które wprost pisały, kiedy odcinek :) i wam wszystkim :)
P.S. Podobno jestem zołzą ;)