Coraz mniej dni zostało do świąt,
a jednocześnie i do krótkiego odpoczynku siatkarzy. Zapewne wyczekiwali tego
podobnie jak uczniowie w szkołach. Ja też zdecydowanie nie miałam nic przeciwko
odpoczynkowi w przytulnym łóżku. Pracowałam do tej pory na zwiększonych
obrotach, załatwiając sprawy bieżące, jak i nadrabiają zaległe sprawdziany.
Nauczyciele na szczęście okazywali mi wyrozumiałość, gdyż Aśka od początku
poinformowała ich, co mi się przytrafiło. Także teraz wychodziłam już na
prostą, o ile można za to uznać uciekające dni, dzielące mnie od matury.
Wiedziałam, że nie uniknę nerwów.
Skrę Bełchatów pochłonęły mecze
wyjazdowe, więc nie sprzyjało to spotkaniom z Aleksem. Serb nie omieszkał
zasypywać mnie w zamian wiadomościami i telefonami. Nawet jeśli czułam się
fatalnie, to on momentalnie przywoływał uśmiech na moją twarz. Zawsze bolała
mnie szczęka od śmiechu, gdy kończyliśmy rozmowę.
- Cześć Mely! – usłyszałam
radosny głos w telefonie.
- Cześć, Satanie.
- Hahaha, nie zapomniałaś.
- Jakbym mogła. Opowiadaj –
zachęciłam bruneta.
- Och, nic ciekawego. Trenujemy
jak zawsze. Dzisiaj mecz, pojutrze wylot do Słowenii. Tyle się dzieje –
wymieniał.
- Żałuję, że dzisiaj bez
transmisji.
- Ja żałuję, że tak mało czasu,
żeby się spotkać – przyznał atakujący, czym bardzo mnie rozczulił.
- Spokojnie. Wytargujemy jakąś
chwilę, zanim odlecisz do siebie - próbowałam myśleć pozytywnie.
- Nie sądziłem, że będę tak
strasznie tęsknić - westchnął smętnie, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Wzięłam kilka wdechów, ale i tak czułam przyspieszone bicie serca.
- Mi też ciebie brakuje...
- Naprawdę? – ewidentnie się
ucieszył.
- Przecież nie ma kto nade mną
skakać. Rodzicom się już odechciało – zażartowałam, bojąc się dalszych
sentymentalnych wyznań.
- Już ja bym się tobą zajął,
dziewczyno – wymruczał, wywołując u mnie gęsią skórkę.
- Aleks!
- Już dobrze, już dobrze. Nie
piszcz, bo ogłuchnę – rzucił pospiesznie Serb z nutą rozbawienia. Nie miałam
wątpliwości, iż wcześniej działał z premedytacją.
Odniosłam wrażenie, iż bardzo szybko
staliśmy się sobie niezwykle bliscy. W końcu pół roku temu w ogóle nie mieliśmy
o sobie pojęcia. Teraz Aleksandar stanowił jakąś część mojego życia. Wcześniej
nigdy nie podejrzewałam siebie, żebym była zdolna do stworzenia takiej relacji.
Jednak teraz większość moich
myśli kierowała się ku Joannie.
Wysłuchałam od niej opowieści o spotkaniu w centrum handlowym, aż żałowałam, że
nie pojechałam tam z nią. Miałby kto strzelić Bartkowi w twarz. Ludzie, którzy
krzywdzili moich bliskich, automatycznie mnie do siebie zrażali. Nie ukrywałam
swojego zawodu co do osoby przyjmującego.
Szukałam wielu sposobów na
poprawienie nastroju przyjaciółce. Przede mną nie musiała i nie potrafiła
ukrywać zmartwień. Trudno się dziwić jej obniżonemu samopoczuciu.
- Wiesz co? Po co on tyle gadamy.
Pokazał doskonale, że nie jest tego wart. – Uścisnęłam Asię mocno.
- Jestem zbyt wspaniała, żeby się
tym przejmować. Masz rację – odpowiedziała, w końcu się uśmiechając.
- Teraz, pani wspaniała, wymyśl
coś na obiad – ponaglałam, czując burczenie w brzuchu.
Brunetka wstała ze swojego łóżka,
zamierzając przejrzeć zawartość lodówki w kuchni. Zanim zniknęła w korytarzu,
rozdzwoniła się moja komórka. Aśka zerknęła na wyświetlacz, szczerząc się nagle
szeroko.
- Proszę, proszę. Aleksik się stęsknił.
- Nie miał za czym. Rozmawialiśmy
wczoraj, dzisiaj wysłałam mu kilka SMS – tłumaczyłam, chwytając telefon w
dłonie.
- Odbierz, nie będę wam
przeszkadzać. – Mrugnęła okiem i zamknęła za sobą drzwi.
- Słucham?
- Hej, moja ulubiona Polko –
rzucił do aparatu, a ja wychwyciłam w tle dźwięk telewizora.
- Jakie tytuły, mój ulubiony
Serbie. Chociaż… Jest jeszcze Djoković… - udałam, że się zastanawiam i naprawdę
mam wątpliwości. Nie czekałam zbyt długo na efekt.
- Ekhem! Sądzisz, że jest
przystojniejszy, sympatyczniejszy, zabawniejszy i bardziej uroczy ode mnie? –
zapytała z lekkim oburzeniem Aleksandar.
- A nie? – droczyłam się.
- Udam, że tego nie słyszałem.
Przemyśl dobrze, zanim odpowiesz jeszcze raz.
- W końcu to nie on tak troszczył
się o moje zmarznięte dłonie – przyznałam szczerze, trochę się roztkliwiając w
myślach.
- A to nie wszystko na co mnie
stać – zniżył głos brunet.
- Nie oczekuję specjalnego
traktowania.
- Stary, nie bajeruj jej tak,
tylko powiedz, o co chodzi – krzyknął gdzieś w oddali Cupković, na co zaśmiałam
się serdecznie.
- To masz do mnie jakiś interes?
- Od razu interes. Mam
zaproszenie dla ciebie i Asi na wieczór w boskim towarzystwie – oświadczył
zadowolony z siebie.
- Dzięki za dobrą prezentację –
usłyszałam jego kumpla. – Też możesz iść z nami.
- Cupko! Pamiętaj, co ci mówiłem
o twoim zachowaniu!
- Och, Mely. Musisz wiedzieć, o
co mu chodzi. Tak naprawdę to boi się mojego uroku osobistego i cały dzień
słyszę: łapy z dala od Melanii – przyjmujący parodiował atakującego, a ja
pękałam ze śmiechu.
- Oddawaj telefon, ty gnido! –
wrzeszczał Aleksandar. – Mely? Nie rozłączaj się. Momencik.
Potem słyszałam tylko okrzyki w
ich języku i odgłosy szamotaniny. Oby się za bardzo nie uszkodzili wzajemnie.
- Jesteś? – wydyszał Atanasijević
do słuchawki.
- Tak, a wy żyjecie?
- Jasne. Należało mu się. Mam
nadzieję, że swoją głupotą poprawi humor Asi – odparł chłopak. Czyli to teraz
my mieliśmy pomagać jej.
_ _ _
- Aśka! – krzyczała Melania,
zbiegając po schodach.
- Podpaliłaś zasłonki czy co? – spytała
gospodyni.
- Nie, załatwiłam nam towarzystwo
na wieczór – oznajmiła zadowolona z siebie szatynka.
- Nigdzie nie idę!
- Oczywiście, że idziesz.
Odmówisz dwóm serbskim przystojniakom?
- Jak to? – zaskoczona Stałecka
zawisła nad patelnią.
Spodziewała się raczej jakichś
podchodów do pogodzenia jej z Bartkiem. Na chwilę straciła rezon, zanim
domyśliła się, o kim mówiła jej przyjaciółka. Bardzo ujęło ją to, że nie
mieszała ją w konfrontacje z Kurkiem i chyba w przypływie wdzięczności za
odmienne towarzystwo, postanowiła ulec namowom.
Zdecydowali się na lokal w Łodzi,
żeby nie dusić się w ogromie ciekawskich spojrzeń w Bełchatowie. Nie wszyscy kibice
posiadali tyle taktu, by zostawić im odrobinę prywatności. Siatkarze czekali na
parkingu, natychmiast rozpromieniając się na widok dziewczyn, wysiadających z
samochodu. Przywitali się serdecznie, przy okazji przedstawiając sobie
Konstantina i Joasię.
- Naprawdę 60 cm? – powątpiewała szatyna
przy wyborze pizzy. – Chyba wy to będziecie jedli.
- Nie ma problemu, co nie, Atan? –
Przybili sobie piątki.
Dziewczyny z wielkimi oczami
wpatrywały się w kelnera stawiającego przez nimi ogromny obrotowy talerz. Niby
siedzieli tu w czwórkę, a panowie byli sporymi osobnikami… Melania spoglądała
na Aleksa ochoczo pałaszującego pierwszy kawałek. Siedział naprzeciwko niej.
Chyba w końcu wyczuł jej wzrok, bo uśmiechnął się znad talerza i szturchnął ją kolanem. Bez wahania
oddała mu kuksańca, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
Cupko zagłębił się w rozmowie z
Asią o ich wspólnym ulubionym serialu, lecz nie umknęło jego uwadze zachowanie
towarzyszy.
- Zobacz, chyba ciekawiej jest
pod stołem – rzucił głośno do brunetki.
- Dobrze, że się nie rzucają na
siebie. Skoro to przyjacielski wypad, to się powstrzymajcie, gołąbeczki –
powiedziała, uważnie obserwując purpurowiejącą twarz przyjaciółki.
- Ale… - zaczęli oboje na raz, na
co ich znajomi wybuchli śmiechem.
Do końca wieczoru śmiali się już
w czwórkę. Głównie dlatego, że atakujący i jego przewodniczka nie chcieli być
ponownie oskarżani o zajmowanie się sobą. Tak jak kręcił się talerz z pizzą,
tak oni zmieniali miejsca, zwłaszcza dla żartów osobie powracającej z toalety.
Chochliczy nastrój nowopoznanych znajomych przyczynił się do sytuacji, gdy
Aleksandar został zmuszony do siedzenia koło Melanii.
Dziewczyna dziwiła się nagłemu
przyspieszeniu serca, znajdując się tak blisko Serba. Przysunął się do niej
bardziej, nałożył na jej talerz kawałek pizzy i korzystał z każdej sekundy tej
sytuacji. Lubiła opowieści chłopaków dotyczące ich młodości i wspólnych
wybryków. Nawzajem przypominali sobie szczegóły, rozbawiając towarzyszki do
łez. W międzyczasie Ziemborowska oparła
dłonie na siedzisku ławy. Niepostrzeżenie dla wszystkich chłopak chwycił jedną
z nich w swoją. Uspokajająco gładził palcami skórę Melanii, uśmiechając się pod
nosem. Ona wychwyciła u niego ten wyraz twarzy i sama lekko się rozluźniła.
Niechętnie wstali od stolika, dziękując
sobie wzajemnie za miłe spotkanie. Pokonali razem ciemności na parkingu,
odnajdując własne pojazdy.
- Nie przejmuj się Kurkiem.
Kiedyś dorośnie i zrozumie błędy. Faceci tak mają - rzucił Konstantin do
Stałeckiej. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- W końcu to nie jedyny fajny
facet na świecie. W Skrze też nie, co nie?
Przytulili się na pożegnanie,
życząc przy okazji Wesołych Świąt.
- A tobie to chyba muszę
podziękować za uczłowieczenie kumpla – zaśmiał się szatyn, podchodząc do
drugiej dziewczyny.
- Było aż tak źle?
- Kobieto, nawet sobie nie
wyobrażasz. Jestem Aleks, król dżungli -
ponownie żartował z kolegi, cudem unikając ciosu w ramię.
- Myślę, że gorzej już nie
powinno być – odparła.
- Dobrze, że jesteś, Mely. Nie
zostawiaj go już – rzucił cicho Serb do jej ucha.
_ _ _
Przechadzała się korytarzem galerii,
przyciągając spojrzenia kupujących. Cóż, anielskie skrzyła i biała sukienka to
nie był codzienny strój, zwłaszcza przy panującej na zewnątrz zimie. Łódzkie
centrum przygotowało wiele atrakcji dla dzieci, a ona najzwyczajniej w świecie
pracowała jako pomocnica świętego Mikołaja. Wypatrywała rodzin z dziećmi i
opowiadała niezliczone historie, byle tylko zachęcić małoletnich do zabawy i
poddania się świątecznemu nastrojowi. W końcu kto nie chciałby złożyć
oficjalnego zamówienia na prezenty bezpośrednio u Świętego?
W ręku trzymała koszyk z czekoladowymi
cukierkami na zachętę. Twarz lekko bolała ją od ciągłego uśmiechania, ale nie
robiła przecież tego za darmo. Wyciągnęła rękę ze słodyczami do przebiegającego
chłopca.
- Zapraszamy do chatki Świętego Mikołaja.
- Prawdziwego? - Dziecko patrzyło na nią z
powątpiewaniem.
- Najprawdziwszy. Możesz mu opowiedzieć,
co chciałbyś dostać pod choinkę. usiąść na kolanie albo w saniach - wyliczała.
- Barteeek, mogę iść do Świętego Mikołaja?
- wykrzyknął szatynek, a ją nagle zmroziło. Mała twarz kogoś jej przypominała.
- Nie sądzę, żebyś zasługiwał na prezenty,
byłeś chyba niegrzeczny, nie sądzisz? - siatkarz zmierzwił włosy brata, na co
ten zareagował głośnym protestem.
- Wcale nie! Ty byłeś gorszy! -
odwdzięczył się kuksańcem w brzuch, gdyż po prostu tylko tam sięgał.
- Z tym akurat się zgodzę - mruknęła pod
nosem Asia.
- Kogoś mi ten anioł przypomina - zaczął
się zastanawiać na głos Bartosz, puszczając dłoń dziecka, które od razu
pobiegło w stronę Mikołaja. - Nie powinnaś mieć przypadkiem ogonka i różków?
- Zostawiłam ten strój dla ciebie, chyba,
że urosły ci już prawdziwe - odgryzła się.
- Jestem nieco sporych rozmiarów, nie
sądzisz? No i mam swój własny ogonek - przekrzywił jej aureolę, którą miała
wplątaną we włosy.
- Ugh... - strąciła szybko jego rękę,
przywracając rekwizyt na poprzednie miejsce. - Nie dotykaj mnie.
- Coś ty taka nietykalska dzisiaj? Wstałaś
lewą nogą, czy co? - uniósł zabawnie brew, na co ona mimowolnie chciała się
uśmiechnąć. - Aniołek nie powinien mieć takich humorków.
- Zobaczyłam ciebie, to wystarczyło -
zdobyła się na gniewne spojrzenie i szybko ruszyła przed siebie.
- Poczekaj, Aśku, no - zawołał za nią i w
kilku dużych krokach znowu był obok. - Przepraszam. W ogóle. Wiesz - plątał
się.
- Nic mnie już to nie obchodzi. Spokojnie.
Rób sobie ze swoją panienką, co chcesz - rzuciła dziewczyna obojętnym tonem.
- Asia, no - marudził pod nosem jakieś
przekleństwa, zastanawiając się, jak może wpłynąć na zdanie dziewczyny o nim. -
To nie.. My wcale.. Cholera.
- I ty zdałeś maturę z polskiego? W takim
razie w tym momencie przestałam się martwić o swoją.
- Oj, przestań, proszę cię - mamrotał. -
Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
- Nie wszystko da się naprawić. Daj sobie
spokój, było, minęło - klepnęła go w ramię, chcąc się oddalić.
- Wiesz - zaczął powoli po chwili ciszy.
Aśka starała się udawać, że nie zwraca na niego uwagi, ale skupiony wyraz
twarzy i poważny głos siatkarza zaintrygowały ją. - Po prostu gubię się w tym
wszystkim. Zależy mi na tobie, w pewien sposób również na niej. Ale nie wiem
zupełnie, co robić. Pierwszy raz czuję się tak... Nie chcę być nie fair wobec
nikogo, choć wiem, że w ogóle mi to nie wychodzi. Pewien jestem tylko jednego:
zranienie ciebie jest ostatnią rzeczą, którą chciałbym zrobić.
Spojrzała na niego. Milczeli przez jakiś
czas, tylko się w siebie wpatrując. Z tego stanu wyrwały ją dzieci, próbujące
sięgnąć po słodycze. Zajęła się nimi z firmowym uśmiechem, a potem z powrotem
odwróciła do szatyna.
- Dziękuję za szczerość. Sam przyznasz,
trochę się namieszało ostatnio. Lepiej nie mąć sobie jeszcze bardziej w głowie.
Najpierw ogarnij sytuację z Dominiką. Na dobry początek - uśmiechnęła się
lekko.
- Dziękuję - również wygiął wargi w górę,
choć nadal niepewnie. - Nie będę ci już może przeszkadzał. Pracujesz przecież,
a ja muszę złapać Kubę, żeby się gdzieś nie zgubił.
- Ten dzieciak jest mądrzejszy od ciebie,
bez obaw - zaśmiała się. - Udanych zakupów i wesołych świąt - pomachała na
pożegnanie.
- Skoro tak mówisz - wzruszył ramionami,
rozbawiony. - Wesołych!
Patrzył
chwilę za znikającą białą połyskliwą suknią. Trochę mu ulżyło po tej rozmowie.
Naprawdę zależało mu na jej dobrym zdaniu co do jego osoby. Bartosz uśmiechnął
się do siebie, napawając nadzieją, że nie wszystko jeszcze stracone.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Wiecie, co odkryłam? To ostatni odcinek, który był gotowy i napisany w całości. Reszta jest w rozsypce xD
Przepraszam z góry, jeśli bym miała jakieś opóźnienie. Jednak obiecałam sobie regularność, to tego się trzymam :)
Nie wiem ile jeszcze, ale na pewno jesteśmy znacznie za połową.
Trzymajcie się ;)