niedziela, 22 marca 2015

- twenty four -

Coraz mniej dni zostało do świąt, a jednocześnie i do krótkiego odpoczynku siatkarzy. Zapewne wyczekiwali tego podobnie jak uczniowie w szkołach. Ja też zdecydowanie nie miałam nic przeciwko odpoczynkowi w przytulnym łóżku. Pracowałam do tej pory na zwiększonych obrotach, załatwiając sprawy bieżące, jak i nadrabiają zaległe sprawdziany. Nauczyciele na szczęście okazywali mi wyrozumiałość, gdyż Aśka od początku poinformowała ich, co mi się przytrafiło. Także teraz wychodziłam już na prostą, o ile można za to uznać uciekające dni, dzielące mnie od matury. Wiedziałam, że nie uniknę nerwów.
Skrę Bełchatów pochłonęły mecze wyjazdowe, więc nie sprzyjało to spotkaniom z Aleksem. Serb nie omieszkał zasypywać mnie w zamian wiadomościami i telefonami. Nawet jeśli czułam się fatalnie, to on momentalnie przywoływał uśmiech na moją twarz. Zawsze bolała mnie szczęka od śmiechu, gdy kończyliśmy rozmowę.

- Cześć Mely! – usłyszałam radosny głos w telefonie.
- Cześć, Satanie.
- Hahaha, nie zapomniałaś.
- Jakbym mogła. Opowiadaj – zachęciłam bruneta.
- Och, nic ciekawego. Trenujemy jak zawsze. Dzisiaj mecz, pojutrze wylot do Słowenii. Tyle się dzieje – wymieniał.
- Żałuję, że dzisiaj bez transmisji.
- Ja żałuję, że tak mało czasu, żeby się spotkać – przyznał atakujący, czym bardzo mnie rozczulił.
- Spokojnie. Wytargujemy jakąś chwilę, zanim odlecisz do siebie - próbowałam myśleć pozytywnie.
- Nie sądziłem, że będę tak strasznie tęsknić - westchnął smętnie, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wzięłam kilka wdechów, ale i tak czułam przyspieszone bicie serca.
- Mi też ciebie brakuje...
- Naprawdę? – ewidentnie się ucieszył.
- Przecież nie ma kto nade mną skakać. Rodzicom się już odechciało – zażartowałam, bojąc się dalszych sentymentalnych wyznań.
- Już ja bym się tobą zajął, dziewczyno – wymruczał, wywołując u mnie gęsią skórkę.
- Aleks!
- Już dobrze, już dobrze. Nie piszcz, bo ogłuchnę – rzucił pospiesznie Serb z nutą rozbawienia. Nie miałam wątpliwości, iż wcześniej działał z premedytacją.

Odniosłam wrażenie, iż bardzo szybko staliśmy się sobie niezwykle bliscy. W końcu pół roku temu w ogóle nie mieliśmy o sobie pojęcia. Teraz Aleksandar stanowił jakąś część mojego życia. Wcześniej nigdy nie podejrzewałam siebie, żebym była zdolna do stworzenia takiej relacji.
Jednak teraz większość moich myśli  kierowała się ku Joannie. Wysłuchałam od niej opowieści o spotkaniu w centrum handlowym, aż żałowałam, że nie pojechałam tam z nią. Miałby kto strzelić Bartkowi w twarz. Ludzie, którzy krzywdzili moich bliskich, automatycznie mnie do siebie zrażali. Nie ukrywałam swojego zawodu co do osoby przyjmującego.
Szukałam wielu sposobów na poprawienie nastroju przyjaciółce. Przede mną nie musiała i nie potrafiła ukrywać zmartwień. Trudno się dziwić jej obniżonemu samopoczuciu.
- Wiesz co? Po co on tyle gadamy. Pokazał doskonale, że nie jest tego wart. – Uścisnęłam Asię mocno.
- Jestem zbyt wspaniała, żeby się tym przejmować. Masz rację – odpowiedziała, w końcu się uśmiechając.
- Teraz, pani wspaniała, wymyśl coś na obiad – ponaglałam, czując burczenie w brzuchu.
Brunetka wstała ze swojego łóżka, zamierzając przejrzeć zawartość lodówki w kuchni. Zanim zniknęła w korytarzu, rozdzwoniła się moja komórka. Aśka zerknęła na wyświetlacz, szczerząc się nagle szeroko.
- Proszę, proszę. Aleksik się stęsknił.
- Nie miał za czym. Rozmawialiśmy wczoraj, dzisiaj wysłałam mu kilka SMS – tłumaczyłam, chwytając telefon w dłonie.
- Odbierz, nie będę wam przeszkadzać. – Mrugnęła okiem i zamknęła za sobą drzwi.

- Słucham?
- Hej, moja ulubiona Polko – rzucił do aparatu, a ja wychwyciłam w tle dźwięk telewizora.
- Jakie tytuły, mój ulubiony Serbie. Chociaż… Jest jeszcze Djoković… - udałam, że się zastanawiam i naprawdę mam wątpliwości. Nie czekałam zbyt długo na efekt.
- Ekhem! Sądzisz, że jest przystojniejszy, sympatyczniejszy, zabawniejszy i bardziej uroczy ode mnie? – zapytała z lekkim oburzeniem Aleksandar.
- A nie? – droczyłam się.
- Udam, że tego nie słyszałem. Przemyśl dobrze, zanim odpowiesz jeszcze raz.
- W końcu to nie on tak troszczył się o moje zmarznięte dłonie – przyznałam szczerze, trochę się roztkliwiając w myślach.
- A to nie wszystko na co mnie stać – zniżył głos brunet.
- Nie oczekuję specjalnego traktowania.
- Stary, nie bajeruj jej tak, tylko powiedz, o co chodzi – krzyknął gdzieś w oddali Cupković, na co zaśmiałam się  serdecznie.
- To masz do mnie jakiś interes?
- Od razu interes. Mam zaproszenie dla ciebie i Asi na wieczór w boskim towarzystwie – oświadczył zadowolony z siebie.
- Dzięki za dobrą prezentację – usłyszałam jego kumpla. – Też możesz iść z nami.
- Cupko! Pamiętaj, co ci mówiłem o twoim zachowaniu!
- Och, Mely. Musisz wiedzieć, o co mu chodzi. Tak naprawdę to boi się mojego uroku osobistego i cały dzień słyszę: łapy z dala od Melanii – przyjmujący parodiował atakującego, a ja pękałam ze śmiechu.
- Oddawaj telefon, ty gnido! – wrzeszczał Aleksandar. – Mely? Nie rozłączaj się. Momencik.
Potem słyszałam tylko okrzyki w ich języku i odgłosy szamotaniny. Oby się za bardzo nie uszkodzili wzajemnie.
- Jesteś? – wydyszał Atanasijević do słuchawki.
- Tak, a wy żyjecie?
- Jasne. Należało mu się. Mam nadzieję, że swoją głupotą poprawi humor Asi – odparł chłopak. Czyli to teraz my mieliśmy pomagać jej.

_ _ _

- Aśka! – krzyczała Melania, zbiegając po schodach.
- Podpaliłaś zasłonki czy co? – spytała gospodyni.
- Nie, załatwiłam nam towarzystwo na wieczór – oznajmiła zadowolona z siebie szatynka.
- Nigdzie nie idę!
- Oczywiście, że idziesz. Odmówisz dwóm serbskim przystojniakom?
- Jak to? – zaskoczona Stałecka zawisła nad patelnią.
Spodziewała się raczej jakichś podchodów do pogodzenia jej z Bartkiem. Na chwilę straciła rezon, zanim domyśliła się, o kim mówiła jej przyjaciółka. Bardzo ujęło ją to, że nie mieszała ją w konfrontacje z Kurkiem i chyba w przypływie wdzięczności za odmienne towarzystwo, postanowiła ulec namowom.

Zdecydowali się na lokal w Łodzi, żeby nie dusić się w ogromie ciekawskich spojrzeń w Bełchatowie. Nie wszyscy kibice posiadali tyle taktu, by zostawić im odrobinę prywatności. Siatkarze czekali na parkingu, natychmiast rozpromieniając się na widok dziewczyn, wysiadających z samochodu. Przywitali się serdecznie, przy okazji przedstawiając sobie Konstantina i Joasię.
- Naprawdę 60 cm? – powątpiewała szatyna przy wyborze pizzy. – Chyba wy to będziecie jedli.
- Nie ma problemu, co nie, Atan? – Przybili sobie piątki.
Dziewczyny z wielkimi oczami wpatrywały się w kelnera stawiającego przez nimi ogromny obrotowy talerz. Niby siedzieli tu w czwórkę, a panowie byli sporymi osobnikami… Melania spoglądała na Aleksa ochoczo pałaszującego pierwszy kawałek. Siedział naprzeciwko niej. Chyba w końcu wyczuł jej wzrok, bo uśmiechnął się  znad talerza i szturchnął ją kolanem. Bez wahania oddała mu kuksańca, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
Cupko zagłębił się w rozmowie z Asią o ich wspólnym ulubionym serialu, lecz nie umknęło jego uwadze zachowanie towarzyszy.
- Zobacz, chyba ciekawiej jest pod stołem – rzucił głośno do brunetki.
- Dobrze, że się nie rzucają na siebie. Skoro to przyjacielski wypad, to się powstrzymajcie, gołąbeczki – powiedziała, uważnie obserwując purpurowiejącą twarz przyjaciółki.
- Ale… - zaczęli oboje na raz, na co ich znajomi wybuchli śmiechem.
Do końca wieczoru śmiali się już w czwórkę. Głównie dlatego, że atakujący i jego przewodniczka nie chcieli być ponownie oskarżani o zajmowanie się sobą. Tak jak kręcił się talerz z pizzą, tak oni zmieniali miejsca, zwłaszcza dla żartów osobie powracającej z toalety. Chochliczy nastrój nowopoznanych znajomych przyczynił się do sytuacji, gdy Aleksandar został zmuszony do siedzenia koło Melanii.
Dziewczyna dziwiła się nagłemu przyspieszeniu serca, znajdując się tak blisko Serba. Przysunął się do niej bardziej, nałożył na jej talerz kawałek pizzy i korzystał z każdej sekundy tej sytuacji. Lubiła opowieści chłopaków dotyczące ich młodości i wspólnych wybryków. Nawzajem przypominali sobie szczegóły, rozbawiając towarzyszki do łez.  W międzyczasie Ziemborowska oparła dłonie na siedzisku ławy. Niepostrzeżenie dla wszystkich chłopak chwycił jedną z nich w swoją. Uspokajająco gładził palcami skórę Melanii, uśmiechając się pod nosem. Ona wychwyciła u niego ten wyraz twarzy i sama lekko się rozluźniła.
Niechętnie wstali od stolika, dziękując sobie wzajemnie za miłe spotkanie. Pokonali razem ciemności na parkingu, odnajdując własne pojazdy.
- Nie przejmuj się Kurkiem. Kiedyś dorośnie i zrozumie błędy. Faceci tak mają - rzucił Konstantin do Stałeckiej. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- W końcu to nie jedyny fajny facet na świecie. W Skrze też nie, co nie?
Przytulili się na pożegnanie, życząc przy okazji Wesołych Świąt.
- A tobie to chyba muszę podziękować za uczłowieczenie kumpla – zaśmiał się szatyn, podchodząc do drugiej dziewczyny.
- Było aż tak źle?
- Kobieto, nawet sobie nie wyobrażasz. Jestem Aleks, król dżungli  - ponownie żartował z kolegi, cudem unikając ciosu w ramię.
- Myślę, że gorzej już nie powinno być – odparła.
- Dobrze, że jesteś, Mely. Nie zostawiaj go już – rzucił cicho Serb do jej ucha.
_ _ _

Przechadzała się korytarzem galerii, przyciągając spojrzenia kupujących. Cóż, anielskie skrzyła i biała sukienka to nie był codzienny strój, zwłaszcza przy panującej na zewnątrz zimie. Łódzkie centrum przygotowało wiele atrakcji dla dzieci, a ona najzwyczajniej w świecie pracowała jako pomocnica świętego Mikołaja. Wypatrywała rodzin z dziećmi i opowiadała niezliczone historie, byle tylko zachęcić małoletnich do zabawy i poddania się świątecznemu nastrojowi. W końcu kto nie chciałby złożyć oficjalnego zamówienia na prezenty bezpośrednio u Świętego?
W ręku trzymała koszyk z czekoladowymi cukierkami na zachętę. Twarz lekko bolała ją od ciągłego uśmiechania, ale nie robiła przecież tego za darmo. Wyciągnęła rękę ze słodyczami do przebiegającego chłopca.
- Zapraszamy do chatki Świętego Mikołaja.
- Prawdziwego? - Dziecko patrzyło na nią z powątpiewaniem.
- Najprawdziwszy. Możesz mu opowiedzieć, co chciałbyś dostać pod choinkę. usiąść na kolanie albo w saniach - wyliczała.
- Barteeek, mogę iść do Świętego Mikołaja? - wykrzyknął szatynek, a ją nagle zmroziło. Mała twarz kogoś jej przypominała.
- Nie sądzę, żebyś zasługiwał na prezenty, byłeś chyba niegrzeczny, nie sądzisz? - siatkarz zmierzwił włosy brata, na co ten zareagował głośnym protestem.
- Wcale nie! Ty byłeś gorszy! - odwdzięczył się kuksańcem w brzuch, gdyż po prostu tylko tam sięgał.
- Z tym akurat się zgodzę - mruknęła pod nosem Asia.
- Kogoś mi ten anioł przypomina - zaczął się zastanawiać na głos Bartosz, puszczając dłoń dziecka, które od razu pobiegło w stronę Mikołaja. - Nie powinnaś mieć przypadkiem ogonka i różków?
- Zostawiłam ten strój dla ciebie, chyba, że urosły ci już prawdziwe - odgryzła się.
- Jestem nieco sporych rozmiarów, nie sądzisz? No i mam swój własny ogonek - przekrzywił jej aureolę, którą miała wplątaną we włosy.
- Ugh... - strąciła szybko jego rękę, przywracając rekwizyt na poprzednie miejsce. - Nie dotykaj mnie.
- Coś ty taka nietykalska dzisiaj? Wstałaś lewą nogą, czy co? - uniósł zabawnie brew, na co ona mimowolnie chciała się uśmiechnąć. - Aniołek nie powinien mieć takich humorków.
- Zobaczyłam ciebie, to wystarczyło - zdobyła się na gniewne spojrzenie i szybko ruszyła przed siebie.
- Poczekaj, Aśku, no - zawołał za nią i w kilku dużych krokach znowu był obok. - Przepraszam. W ogóle. Wiesz - plątał się.
- Nic mnie już to nie obchodzi. Spokojnie. Rób sobie ze swoją panienką, co chcesz - rzuciła dziewczyna obojętnym tonem.
- Asia, no - marudził pod nosem jakieś przekleństwa, zastanawiając się, jak może wpłynąć na zdanie dziewczyny o nim. - To nie.. My wcale.. Cholera.
- I ty zdałeś maturę z polskiego? W takim razie w tym momencie przestałam się martwić o swoją.
- Oj, przestań, proszę cię - mamrotał. - Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?
- Nie wszystko da się naprawić. Daj sobie spokój, było, minęło - klepnęła go w ramię, chcąc się oddalić.
- Wiesz - zaczął powoli po chwili ciszy. Aśka starała się udawać, że nie zwraca na niego uwagi, ale skupiony wyraz twarzy i poważny głos siatkarza zaintrygowały ją. - Po prostu gubię się w tym wszystkim. Zależy mi na tobie, w pewien sposób również na niej. Ale nie wiem zupełnie, co robić. Pierwszy raz czuję się tak... Nie chcę być nie fair wobec nikogo, choć wiem, że w ogóle mi to nie wychodzi. Pewien jestem tylko jednego: zranienie ciebie jest ostatnią rzeczą, którą chciałbym zrobić.
Spojrzała na niego. Milczeli przez jakiś czas, tylko się w siebie wpatrując. Z tego stanu wyrwały ją dzieci, próbujące sięgnąć po słodycze. Zajęła się nimi z firmowym uśmiechem, a potem z powrotem odwróciła do szatyna.
- Dziękuję za szczerość. Sam przyznasz, trochę się namieszało ostatnio. Lepiej nie mąć sobie jeszcze bardziej w głowie. Najpierw ogarnij sytuację z Dominiką. Na dobry początek - uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję - również wygiął wargi w górę, choć nadal niepewnie. - Nie będę ci już może przeszkadzał. Pracujesz przecież, a ja muszę złapać Kubę, żeby się gdzieś nie zgubił.
- Ten dzieciak jest mądrzejszy od ciebie, bez obaw - zaśmiała się. - Udanych zakupów i wesołych świąt - pomachała na pożegnanie.
- Skoro tak mówisz - wzruszył ramionami, rozbawiony. - Wesołych!

           Patrzył chwilę za znikającą białą połyskliwą suknią. Trochę mu ulżyło po tej rozmowie. Naprawdę zależało mu na jej dobrym zdaniu co do jego osoby. Bartosz uśmiechnął się do siebie, napawając nadzieją, że nie wszystko jeszcze stracone.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


Wiecie, co odkryłam? To ostatni odcinek, który był gotowy i napisany w całości. Reszta jest w rozsypce xD
Przepraszam z góry, jeśli bym miała jakieś opóźnienie. Jednak obiecałam sobie regularność, to tego się trzymam :)
Nie wiem ile jeszcze, ale na pewno jesteśmy znacznie za połową.

Trzymajcie się ;)

niedziela, 8 marca 2015

- twenty three -


Aleksandar nie zamierzał pozwolić Melanii wracać do domu na własną rękę. Wizyta jej przyjaciółki u Kurka mogła się skończyć niewiadomo kiedy. Nie widział żadnego problemu w odpaleniu samochodu i małej wieczornej podróży. Szarmancko pomógł towarzyszce ubrać płaszcz oraz przepuścił ją w drzwiach, potem otwierając przed nią te samochodowe.
- Nie musisz tak nade mną skakać – zaśmiała się szatynka.
- Nad kimś muszę – odparł.
- Wczoraj mnie wypytywali o ciebie…
- Rodzice? – spytał zdziwiony Serb.
- Cóż, chyba mama podglądała przez okno mój powrót, a przynajmniej samochód – tłumaczyła.
- Och, rozumiem. Mam nadzieję, że nie miałaś problemów – zmartwił się.
- Co ty, z tatą wszystko załatwiłam – dziewczyna poklepała ramię bruneta, upewniając go.
- To dobrze. Wiesz, że ja to wszystko z troski…
- Wiem, Aleks, wiem – uśmiechnęła się ciepło do niego, dotykając jednocześnie jego dłoni.
- A jak u ciebie w szkole?
- Hmm… Wszystko w porządku. Teraz to tylko temat matury albo studniówki – Melania zrobiła kwaśną minę.
- Coś nie tak? – zauważył atakujący.
- Nie… Po prostu… Trochę działa mi na nerwy to zamieszanie. Najchętniej nie poszłabym wcale – przyznała zrezygnowana.
- Dlaczego?
- Naprawdę, szkoda o tym gadać, Aleks. Cyrk na kółkach.
- Jeśli nie masz partnera, to… - Atanasijević próbował coś zaproponować.
- Nie, nie musisz. Nie wymagam tego. Aśka ma kogoś załatwić – zaprzeczyła szybko dziewczyna.
Właśnie takiej rozmowy się obawiała. Największym marzeniem dla niej był bal u boku bruneta, ale nie miała wystarczająco odwagi, by wprost go zaprosić. Przecież to brzmiało zobowiązująco, przynajmniej dla niej. On miał mecze, treningi, wyjazdy. Nie zamierzała marnować jego wolnego czasu w ten sposób. Chyba zbyt mało ich łączyło, aby takie zaproszenie wypadło naturalnie. Ostatnim argumentem było to, że jeśli zjawiliby się razem, to Aleksandara i tak oblegałyby wszystkie dziewczyny po kolei.
- Mely?
- Tak? – Skończyła rozmyślania i spojrzała na towarzysza.
- Dobrze się czujesz? – zerknął na nią z ukosa.
- Tak, tak. Wiesz, skoro mama przesiaduje w oknie, to pożegnajmy się w samochodzie.
- Ale…
- Proszę – powiedziała, patrząc na chłopaka błagalnie. – Przynajmniej to zostanie między nami.
- W porządku, tylko uważaj na tych kamieniach w ciemności – dodał.
- Troskliwy jesteś, bardzo. Dziękuję za odwiezie i dobranoc. – Szatynka odpięła pas, gdy zatrzymali się na podjeździe.
- A ja dziękuję za kolejny miły dzień. Poczekaj – zaczął grzebać w kieszeniach. – To dla ciebie.
Zaskoczona wpatrywała się w wyciągnięty w jej stronę podarek. Para uroczych, ciepłych rękawiczek. Skąd on je wytrzasnął? Kiedy?
- Aleks, jesteś niemożliwy. Dziękuję.
Uśmiechał się tak słodko, w swoim stylu. Nie mogła się na niego napatrzeć. W podzięce ucałowała jego policzek, a on przytrzymał ją przy sobie, przytulając ostrożnie. Mimo lekkiego zaskoczenia, również go objęła.
- Skoro mama miała nie widzieć, to musi mieć czego - mruknął Serb.
- Tak, tak, Przytulanko.
- Kiedy się zobaczymy? – spytał chłopak, odsuwając się nieznacznie, by móc spojrzeć na Melanię.
- A kiedy byś chciał? – odparła przekornie.
- Jutro – wypalił, wywołując u niej śmiech. – Tak na serio to gramy Ligę Mistrzów, pod koniec tygodnia wyjedziemy na mecz do Kielc, a potem pewnie od razu na rewanż do Lubljany.
- No to możemy w tym tygodniu, jeśli byś chciał, bo później dostaniecie przerwę świąteczną – zauważyła.
- Och, racja. Chociaż ja obchodzę w styczniu, to chciałbym się i tak wybrać do rodziny – przyznał Aleksandar, przypominając o swoim wyznaniu.
- No tak, Kościół Prawosławny. Wybacz, wyleciało mi z głowy.
- Nic się nie stało, mała – pstryknął ją w nos.
- Satan, ty sobie uważaj!
Zrobił z ust dzióbek i cmoknął w powietrzu. Dziewczyna pokręciła głową z politowaniem. Autentycznie, jak z dużym dzieckiem.
- Więc jakoś się dogadamy, a dzisiaj dobranoc. – Ponownie tego wieczoru chwyciła za klamkę.
- Teraz moja kolej – rzucił szybko siatkarz i dał towarzyszce niespodziewanego buziaka w policzek.
Nie potrafiła nie odwzajemnić uśmiechu bruneta. Wnosił do otoczenia tyle optymizmu i radości, aż chciało się z tego czerpać garściami. Już teraz wiedziała, że będzie tęsknić podczas tej długiej przerwy, a przecież dopiero zaczęli etap spotkań na żywo. Melania w życiu by nie zrezygnowała z prawdziwego kontaktu z Atanasijevićem. Coraz bardziej jej na nim zależało. Jej myślenie przestawiło się na „kiedy znów”. Kiedy ponownie ją przytuli, kiedy otrzyma kolejne buziaki na powitanie, czy pożegnanie, kiedy ponownie zatonie w czekoladowych oczach atakującego? Czy to już zakochanie?

_ _ _


Brunetka naprawdę nie zorientowała się, kiedy zaczęła tak po prostu flirtować z siatkarzem. Flirtować, phi! Przecież Kurek ją pocałował! Od tego czasu nie widzieli się sam na sam, więc nie mógł sobie tak poczynać. Zamiast tego Joanna wymieniała z nim wiadomości, a te również zdecydowanie nie były oziębłe i czasem dalekie od przyzwoitych.
Wyciągnęła się na łóżku, wiedząc, że za chwilę musi wstać do szkoły. Wystarczyło pomęczyć się do końca kwietnia, potem matury, a po najdłuższych wakacjach dołączyć do grupy studentów. Na głowie miała jeszcze partnera studniówkowego dla Melanii, ale jej zaklepany już Igor, pewnie załatwi jakiegoś kolegę. Wszystko zbliżało się wielkimi krokami.
Bardzo odległy głos w głowie wydusił z siebie propozycję zabrania na studniówkę Bartka, ale ta myśl, tak przeraziła Stałecką, aż zerwała się z łóżka i pognała wykonać poranną toaletę. Też pomysł… Zbyt dużo czasu poświęcała na dumanie o przyjmującym, takie przyjęła wytłumaczenie. W końcu to jej przyjaciółka bardziej się miała ku sobie z Atanasijevićem niż ona i…
- Asia i Bartek... - mruknęła sama do siebie. - Na pewno lepiej brzmi niż Bartek i Dominika.
Dziewczyna stuknęła się otwartą dłonią w czoło. Zaczynała powątpiewać w swój sta umysłu. Ostatecznie przyznała, że nadszedł dzień, w którym trochę nauki dobrze jej zrobi. Nie samym Kurkiem żyje człowiek. Nawet jeśli kiedyś miałaby wyjść za dobrze zarabiającego sportowca, nie chciała być na czyimś utrzymaniu. Zda maturę, pójdzie na studia, a jeśli facetowi będzie zależało, to gdzieś go upchnie w swoim terminarzu.
To kuzyn przedstawił jej przemiłego Igora, z którym na szczęście się dogadała. Tak oto odhaczyła pozycję partnera  z przedstudniówkowej listy. Pójście na bal z Kurkiem równałoby się i tak z samotnym spędzeniem wieczoru. Z pewnością oblazłyby go jakieś harpie. Jemu pewnie by to schlebiało. Phi, pies na baby.
- Cześć Mely – zawołała na widok przyjaciółki.
- Hej. Od razu mówię, że nie mam na nic ochoty.
- A tobie co? – Brunetka szturchnęła towarzyszkę.
- Mama wypytuje o Aleksa, doszukuje się czegoś, czego nie ma. Przedawkowała romanse – odparła szatynka ze smutną miną.
- Wiesz jakie są mamy. Nie denerwuj się aż tak. To, co łączy cię z Aleksem, jest tylko twoje.
- Dzięki, kochana.
- Nie ma za co. On zwariował na twoim punkcie – zaśmiała się Asia.
- Co ty. – Ziemborowska nie dowierzała, zawstydzając się lekko.
- Myślę, że wnosi dużo radości do twojego życia. Lubię widzieć, że jesteś szczęśliwa.
- A jestem?
Dziewczyny spojrzały na siebie przeciągle. Obie czytały w swoich twarzach. Joanna widziała wszystko, co chciała.
- Powiedziałabym nawet, że za… - zaczęła brunetka, ale koleżanka zatkała jej usta dłonią.
- Ani się waż!
- Tylko mnie w tym utwierdzasz – wymruczała spomiędzy palców Melanii. – Spikniecie się do końca roku? Nie… Z waszym tempem nie zdążycie do końca sezonu.
- Aśka! Żebym ja kogoś o tempo nie spytała – pogroziła.
- Zacznijmy od tego, że Bartek jest zajęty. Chyba…
- Taki wielki chłop, a z kobietą sobie poradzić nie może – bulwersowała się Mel.

_ _ _


Nie ulegało wątpliwościom, iż relacje siatkarza z Dominiką nadawały się do brazylijskiego serialu. To ona zrywała z nim kontakt po przegranych, a potem jak gdyby nigdy nic wracała, oczekując przyjęcia z otwartymi ramionami. Kurek wiele razy w ostatnim czasie dochodził do wniosku, że najwyższa pora skończyć ten cyrk. Problem w tym, iż do dziewczyny nie docierały proste słowa „to koniec”.
Myślał, że kompletnie zrazi blondynkę to drugie miejsce w Pucharze Świata, ale chyba doszły ją słuchy o awansie. Nie była orłem w dziedzinie siatkówki i innych sportów. Naprawdę, nie to liczyło się dla szatyna najbardziej. Uświadomił sobie wiele rzeczy, dzięki weekendowi z Joanną. Uśmiechnął się do wyobrażenia brunetki w swoich myślach.
- Słuchasz mnie?
Natychmiast ocknął się, trącając lekko nogą stolik. Kilka kropel jego kawy wypłynęło z filiżanki na talerzyk.
- Przepraszam, nie zauważyłem, że już przyszłaś – rzucił lekkim tonem.
- Świetnie, po prostu świetnie. Powiesz mi, o co ci chodzi? Czemu taki jesteś? – Blondynka żywo gestykulowała z oburzenia.
- O co ci chodzi? Tak w ogóle, to cześć.
- Właśnie ci powiedziałam, że tak dalej być nie może – wyrzuciła z siebie.
- O, tyle to ja też wiem – żachnął się.
- Świetnie, że chociaż z tym się rozumiemy. Myślę, że trzeba ratować nasz związek. Wyraźnie się mijamy.
- A jest co ratować? Może lepiej rozstańmy się raz na dobre - zaproponował, wprawiając towarzyszkę w osłupienie.
- Ty chyba żartujesz?! – wykrzyknęła Dominika.
- Nie, spójrzmy na to jak dorośli ludzie. Wyraźnie do siebie nie pasujemy. Minęła początkowa fascynacja i nic nie pozostało.
- Bartek, wprowadzę się do ciebie, będziemy spędzać więcej czasu razem. Nie poddawaj się tak łatwo – kobieta przybrała rozpaczliwy ton.
- Domi – pochylił się nad stolikiem i złapał ją za rękę. – Do tej pory traktowałaś mnie jak zabawkę, porzucając, wracając i żądając samych sukcesów. Jestem już tym zmęczony, zrozum. Rozejdźmy się w spokoju.
Miał wrażenie, że ona zaraz się rozpłacze. Wcześniej bez skrupułów wykorzystywała go w każdy możliwy sposób, a teraz odgrywała ckliwe scenki. Odwrócił głowę do szyby, ukazującej korytarz centrum handlowego. Aż go zmroziło, gdy pośród tłumu ludzi, zmierzających w różne strony z zakupowymi torbami, dostrzegł znajomą twarz. Szatyn momentalnie puścił dłonie kobiety i przerażony wpatrywał się w wyraz twarzy brunetki, stojącej naprzeciwko lokalu. Zdawał sobie sprawę, jak fatalnie sytuacja wyglądała z zewnątrz.

_ _ _


Joanna miała minę pełną rozczarowania i smutku. Nie dowierzała w obrazek przed sobą. Sądziła, że faceci z wiekiem mądrzeją, ale chyba to się nie tyczyło wszystkich osobników. Kurek okazał się rozchwianą chorągiewką, a także bardzo niezdecydowaną osobą. Tkwił cały czas w toksycznym związku, a mim tego wykraczał z nią poza granice przyjaźni. Jak miała interpretować to wszystko? Uwodził ją, całował, mieszał w głowie. Teraz ściskał za rękę kogoś, kto podobno zatruwał mu życie. To się nie trzymało kupy. Prychnęła pod nosem. Nie zamierzała dłużej podglądać tej rodzajowej scenki.
Zmierzała do głównego wyjścia, trochę przygarbiona. Stałecka nie wiedziała, jak sobie poradzić z tym, co widziała. Może nie zakochała się na zabój, ale na pewno trochę polubiła towarzystwo przyjmującego i do niego przywykła.
- Asia! – ktoś krzyczał jej imię. Niechętnie odwróciła głowę, po czym dostrzegła biegnącego siatkarza. Westchnęła głęboko, gotowa w każdej chwili odejść do drzwi.
- Poczekaj. Już idziesz? – zapytał, przystając dwa kroki od niej.
- Tak. Załatwiłam, co chciałam. Czegoś chciałeś? – zmierzyła go obojętnym spojrzeniem.
- Porozmawiać.
- Ach! Wybacz, ale się nie przysiądę do waszej uroczej parki – nie powstrzymała się od kąśliwej uwagi.
- Proszę cię, oczywiście, że w cztery oczy. Dominika to kompletne nieporozumienie.
- Tak, zgadzam się. I ty też!
Okręciła się na pięcie i czym prędzej uciekła zaczerpnąć świeżego, mroźnego powietrza. Z dala od Bartka, z dala od poczucia żalu.

_ _ _


- Masz kogoś? – wykrzyknęła kobieta, gdy tylko wrócił do kawiarni.
- Tak, pasożyta – warknął zdenerwowany szatyn.
- Co proszę?
- Nieważne. Skoro nie dociera do ciebie po dobroci, to nie zamierzam dłużej dyskutować. To koniec naszej znajomości. Powodzenia.
Chłopak wstał z miejsca i ubrał kurtkę, zbierając swoje rzeczy.

- Nie przyjmuję tego do wiadomości! – zapiszczała. – Zadzwonię, jak  ci te bzdury wywietrzeją z głowy – krzyknęła za nim.


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


Ten odcinek mieścił się w połowie w pierwszym zeszycie, a w połowie w nowym :) Także spora część za nami, ale chyba nie stracę na jakości :) Może być tylko lepiej :)

Czekam na wasze wrażenia ;)