Zacisnął mocno powieki podczas
lądowania. Lekko zaszumiało mu w uszach. Polska przywitała go łagodnymi
promieniami słońca, wyglądającymi zza chmur. Od rana buza mogła się przydać. Z
walizką w dłoni i torbą na ramieniu niepewnie stał w hali przylotów. Bagaż
odebrał kwadrans temu, a teraz niecierpliwie wyglądał kogoś, kto mógł go
odebrać.
- Halo! Panie Atanasijević! –
młody mężczyzna machała do bruneta z tłumu.
Udał się w tamtą stronę. Obok „krzykacza”
ujrzał jeszcze dwóch starszych mężczyzn.
- Witaj, mam nadzieję, że podróż
nie była uciążliwa. Nazywam się Konrad Piechocki i jestem prezesem klubu –
wyciągnął rękę do chłopaka, którą ten uścisnął.
- Wszystko jest w porządku.
Dotarłem cały i zdrowy.
- Cieszymy się bardzo. Teraz pojedziemy
do mojego biura i dopełnimy formalności. Samochód czeka na parkingu.
Polecili mu iść za sobą i
zaprowadzili do pojazdu. Na razie brunet czuł się dziwnie, bo wszystko było
nowe, obce, nieznane.
- Nie przejmuj się. Postaramy się
o jakiegoś pomocnika dla ciebie. Chłopcy też ci na pewno pomogą – uśmiechnął się
Piechocki.
- Nie mogę się już doczekać
treningu.
- Oczywiście możesz korzystać z
hali, ale obawiam się, że reprezentacja upomni się szybko o ciebie.
- Wiem, ale możecie na mnie
liczyć w październiku – odparł pewnie siatkarz.
- Miło nam to słyszeć. Czyli już
na pewno się zdecydowałeś?
- Tak. Po to tu jestem.
Spokojnie, nie wycofam się.
W budynku, gdzie znajdowała się
siedziba władz drużyny, na jednym z blatów leżał plik papierów. Na krześle
siedział młody brunet, a w ręce trzymał długopis. Zgromadzeni wokół niego
mężczyźni uważnie śledzili każdy jego ruch. Nikt nie przerywał bezwzględnej
ciszy. Dla wszystkich była to bardzo ważna chwila. Jednak dla Serba
najbardziej. Spojrzał po rządkach czarnych liter. Czytał kopię dokumentów w
domu z 10 razy, żeby potem nikt mu nie zarzucił nierozwagi. Przyłożywszy
końcówkę długopisu do papieru, wstrzymał oddech i przymknął oczy. Wszystko, by
nie żałować. Następnie złożył na dokumencie zamaszysty podpis.
- Gotowe – oparł się o oparcie
krzesła.
- Zatem witamy na pokładzie –
wszyscy uścisnęli kolejno jego dłoń, a trener Nawrocki zabrał go jeszcze do
siebie.
W godzinie rozmowy zawarła się
wizja roli Aleksandara w drużynie i odpowiedzi na wszystkie jego pytania.
Zostawił w recepcji kopie dokumentów, a jeden z pomocników zawiózł go do nowego
mieszkania.
- Także, nie kłamiemy. Wszystko
na ciebie czeka.
Oczom siatkarza ukazało się
bardzo gustownie urządzone mieszkanie. Dla niego samego w sam raz, a może
jeszcze by się ktoś zmieścił?
- Możesz się rozgościć. Gdyby
coś, dzwoń pod numer, który znasz. Prawdopodobnie i tak ktoś się do ciebie
zgłosi.
Jego przewodnik zniknął, a on
został sam w wielkim świecie. Pierwsze, co zrobił, to zadzwonił do mamy z
nowinami. Musiał komuś to wszystko opowiedzieć.
_ _ _
Oficjalne spotkanie trwało w najlepsze.
Sala konferencyjna przepełniona była mężczyznami w garniturach. Kamil Ziemborowski
wdawał się w właśnie w szczegółowy plan swojej pracy. Przedstawiał wszystko
krok po kroku.
- Dobrze, panie Kamilu. Wierzymy
panu na słowo, powołując się na opinie zadowolonych klientów. Nie znamy się na
wszystkim, więc po co męczyć uszy? – przewodniczący uśmiechnął się uprzejmie.
- Skoro tak, już kończę.
- Bez urazy. Nikt nie neguje pana
kompetencji. Jesteśmy pod wrażeniem. Wszyscy kochamy sport, siatkówkę i chcemy,
żeby nasi zawodnicy mogli ją uprawiać bezpiecznie, o co pan zadba – tłumaczył siwowłosy
mężczyzna.
- Nic się nie stało. Wszystko gra
– odparł brunet.
- Zatem zapraszam panów na obiad
do jadalni. Chyba każdy coś wybierze ze szwedzkiego stołu.
Wszyscy przeszli do pomieszczenia
naprzeciwko. Tam w małych grupkach toczyli swobodne rozmowy. Ziemborowski nie
bardzo wiedział, co ma ze sobą począć. Na szczęście z ratunkiem przyszedł
prezes Skry Bełchatów, który wprowadził go do rozmowy ze swoimi towarzyszami.
- Obiecuję, że gdy przyjedzie pan
do Bełchatowa, nikt nie będzie sprawiał problemów.
- Nie jestem prezydentem, żeby mieć
wygórowane wymagania. Nawet nikt nie zauważy, że byłem.
Towarzystwo, jak widać, znało się
bardzo dobrze, więc tematy rozmów były luźniejsze.
- Panowie, co mam zrobić z młodym
Serbem, żeby mi nie uciekł? Boję się, że zwieje – wyznał Konrad.
- Jak to co? Kobiety! Dziewczyny
mu trzeba – zaśmiali się pozostali.
- Przecież nie będę się bawił w
alfonsa. Jednak faktycznie, potrzebowałby kogoś w jego wieku. Co by chciał, by
się dowiedział.
- A że przy okazji byłaby to
ładna Polka – znów zrobiło się wesoło.
- Nie ma któryś z was
nastoletniej córki? – Piechocki rzucił luźno. - Może pan, panie Kamilu? –
spytał.
- Moja Melania jest w maturalnej
klasie. Co w związku z tym?
- Robienie castingu to marnowanie
czasu… Zgłoszą się jakieś obsesyjne, napalone małolaty, a ja potrzebuję raczej
przewodnika. Panie Kamilu, a może córka zgodziłaby się nam pomóc? Oczywiście
nie za darmo.
- Ale na czym konkretnie miałoby
to polegać? – mężczyzna wydawał się oszołomiony.
- Przypuśćmy, poda pan adres
e-mail swojej córki, my go podamy Aleksandarowi. Gdyby miał jakiś problem,
pytanie dotyczące nowego miejsca, napisałby do niej.
- Brzmi całkiem rozsądnie. Mela
uwielbia siatkówkę, więc nie będzie problemu, jeśli o to chodzi. Jakieś
wytyczne co do ich kontaktów? Czegoś zabraniacie?
- Lepiej żeby go nam nie
uszkodziła, nie zabiła i tym podobne. A tak, to nie będziemy robić ograniczeń.
To co? Zgoda? – spytał prezes Skry.
- Trzeba sobie pomagać. Już
podaję ten e-mail. Mam nadzieję, że za to nie oberwę – przeszukiwał telefon
Kamil.
- Wszystko załatwimy tak, że
będzie dobrze.
_ _ _
Brunet próbował właśnie sprawdzić
kanały w telewizji i szukał czegoś serbskiego. Miał nadzieję, że nie będzie
skazany wyłącznie na komputer. Znajomym zdążył się pochwalić, gdzie przebywa.
Zdziwił go tak szybki odzew ze strony klubu.
- Słucham? – odebrał telefon.
- Witaj, Aleksandar. Mam dla
ciebie małą niespodziankę. Udało nam się załatwić dla ciebie prywatnego
przewodnika po Polsce i okolicy. Mam nadzieję, że to ci trochę ułatwi życie –
prezes był wyraźnie z siebie zadowolony.
- Naprawdę? Fantastycznie, ale
serbskiego raczej nie umie?
- Niestety, to jest mały defekt.
Myślę, że poradzicie sobie z angielskim – odparł mężczyzna.
- Raczej tak. Mimo wszystko
bardzo dziękuję za ten trud.
- Nie ma za co. E-mail dostaniesz
w SMS. Reszta zależ od ciebie. Miłego wieczoru.
- Do widzenia – pożegnał się
atakujący.
Siedział przed komputerem,
pochłonięty rozmową z bratem. Cieszył się, że chociaż jego mógł przez chwilę
zobaczyć na ekranie. Nie dało się ukryć, że tęsknił za domem, ale musiał być
silny. Potrzebował samodzielności. Tak się zagadali, że Aleks nie wiedział,
którą już godzinę. Jeszcze nie odespał podróży, więc musieli kończyć.
Położył się do łóżka. Przez
chwilę wpatrywał się w sufit. Nowy kraj, nowe miasto, nowe mieszkanie, nowe
łóżko. Nigdy nie miał większych kłopotów
z zasypianiem w nowym miejscu. Sięgnął jeszcze po telefon i spojrzał na
wyświetlacz. Przypomniała mu się pewna wiadomość.
- Jutro napiszę.
Z tym przesłaniem zamknął oczy i
zasnął.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
_ _ _ _ _ _ _
Hmm... Wiem, nie najlepszy pomysł, ale cóż, taki się zrodził dobry rok temu. Może nie będziecie na mnie krzyczeć :(
Tak to jest, zebrałam się z publikacją, jak Aleks odszedł z Plusligi, smuteczek.