Melania postanowiła rozładować
emocje w kuchni. Nie wiedziała, co ze sobą począć i przez chwilę miotała się w
każdą stronę.
- Pierogi - przypomniała sobie
cel dnia. Czym prędzej uszykowała stolnicę, a po chwili w obłokach mąki
wyrabiała ciasto. Daleko jej było do delikatności, gdyż masa odbijała się raz
po raz z hukiem od blatu.
- Co ci ta paćka zrobiła? -
usłyszała nad sobą głos siatkarza, jednak nawet się nie odwróciła. Jej ruchy
mimo tego stały się nieco delikatniejsze. - Nie obraź się, ale nie wygląda to
zbyt apetycznie... Chyba, że po ugotowaniu zyskuje jakieś super właściwości.
Macie aż taki post w święta?
- Kucharz się znalazł - mruknęła,
spoglądając na niego gniewnie.
- Hej, nie znam się na tym ani
trochę, dlatego pytam - uniósł ręce w obronnym geście, po czym usiadł
naprzeciwko niej i z zaciekawieniem wpatrywał się w jej ruchy. - Co tutaj masz
właściwie?
- Mąkę z wodą - odparła, wiedząc,
że nie przekona dzisiaj siatkarza do tej potrawy. Jutro będzie umierał z
zachwytu, a wtedy ona zatriumfuje. - Spokojnie, w lodówce mam farsz.
- Farsz? - zabawnie zmarszczył
brwi, na co Mely mimowolnie uśmiechnęła się. Chłopak po prostu rozbrajał ją
swoją dziecinnością. - Ale jak chcesz to wsadzić do tego ciasta?
- Naiwny siatkarzyku. Zaraz
zobaczysz.
Zabrała z szafki wałek, czując
cały czas uważny wzrok atakującego. Pomyślała, że ze stresu i chęci
zaimponowania jeszcze nic jej nie wyjdzie. Posypała mąką blat i zaczęła
rozpłaszczać masę. Przy okazji przewracania coraz bardziej cienkiego płatu, w
powietrze wzbił się tuman białego pyłu, a jego ofiarą padła twarz bruneta.
Dziewczyna widząc go w białej maseczce, parsknęła śmiechem.
- Bardzo śmieszne - mruknął,
przecierając oczy, jednak po chwili również wykrzywił wargi w górę. - Przez
ciebie nic nie widzę...
- Lepiej? - ochlapała go odrobiną
wody pozostałej w szklance.
- Nie mogłaś podać mi po prostu
ścierki? - spojrzał na nią z uniesioną brwią, a z lokowanej grzywki kapała
mokra paćka.
- Tak było zabawniej - odparła,
krztusząc się ze śmiechu. - Gdybyś tylko siebie widział, hahaha.
- Jak zaraz siebie zobaczysz! -
zgarnął część mąki, która została na blacie i dmuchnął w dziewczynę. - Widzisz,
też ci ładnie!
- Aaaaleks - jęknęła, wytrzepując
włosy. - Tak wygląda twoje pomaganie?
- To nie ja zacząłem! - założył
ręce na piersi i spojrzał na nią obrażony. Mely pokręciła głową: jak dziecko...
- Daj mi coś do roboty, a nie śmiej się tylko.
- Nie oburzaj się tak - podeszła
do niego i wytargała go za policzek. - Od kiedy to masz 5 lat?
- Jeśli zamierzasz mnie tak tarmościć
to mogę być i pięciolatkiem - zabawnie zmarszczył nos.
- Nie kręcą mnie dzieciaki, wolę
trochę starszych facetów - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy, pożyczę laskę od
twojej babci - mrugnął do niej i potargał jej włosy, po czym usiadł na krześle
z głośnym sapnięciem i poklepał swoje kolano. - Choć kochanie, opowiesz mi co
tam w szkółce.
- Jesteś nienormalny - szatynka
popukała się sugestywnie w czoło. - Patrz uważnie, pokażę ci jak zrobić
pieroga.
Dobrze rozwałkowane ciasto
spoczywało na stolnicy. Melania wzięła szklankę i wycięła z niego kilka kółek.
Wzięła jedno z nich do dłoni i łyżeczką nałożyła niewielką ilość farszu. Potem
starannie zlepiła końce koła. Zerknęła na siatkarza, który z wielkimi oczami
patrzył na pieroga z kapustą i grzybami.
- Twoja kolej, cwaniaku.
- I to już? - brwi zdziwionego
bruneta uniosły się. - Takie.. Czary-mary, rachu-ciachu i już? To nie może być
takie trudne! - zawołał, po czym sięgnął po kółko. Nałożył łyżeczkę farszu, po
czym zamyślił się. Jego duże dłonie przy tej czynności wyglądały niezwykle
uroczo. Serb wysunął nieznacznie język, skupiając się na zlepieniu krawędzi
placka. Po dłuższej chwili spojrzał zadowolony na Mely, jednak ta pokręciła
głową.
- Rozleci się w gotowaniu -
powiedziała spokojnie i pokazała palcem na kilka miejsc. Brunet starał się
odpowiednio je docisnąć, jednak skutek był taki, że "brzuszek" z
farszem pękł. Mel prawie parsknęła śmiechem, widząc siatkarza, który miał minę
zbitego psa.
- To jest głuuupie – stęknął.
Przyjaciółka zabrała jego dłoń i powtórzyła
wcześniejszą czynność z tym, że sterowała jego palcami za pomocą swoich. O mały
włos nie pogubiła się w tej plątaninie rąk.
- Dlaczego tobie idzie to tak
łatwo? - zapytał, kiedy w końcu "wspólnymi siłami" ukończyli lepienie
nieszczęsnego pieroga. Mel sięgała właśnie po następny krążek.
- Bo mam za sobą lata praktyki.
Nie bądź dla siebie taki surowy. Próbujesz jeszcze raz sam?
- I tak mi się nie uda - mruknął,
zakładając ręce na piersi. Mely rozplątała ten uścisk, po czym stanęła za nim i
chwyciła wolny placek.
- Pokieruję cię - usłyszał jej
szept przy uchu i drgnął mimowolnie. Zaskoczyło go, jak sprawnie lawiruje
pomiędzy jego palcami. Nie zauważył nawet, kiedy dała mu więcej swobody, a on
sam zakleił krawędzie pierożka.
- O - ucieszył się, po czym
obrócił w jej stronę i wylądował nosem w jej włosach. - Mely, od kiedy ty masz włosy na twarzy? - rozgarniał
nieporadnie kosmyki.
- Na twarzy? - mruknęła, kiedy
prawie dziobnął jej palcem w oko. - Co ty robisz, Aleks?
- Jak to co, próbuję się do ciebie
dostać! - zabrzmiało to tak dwuznacznie, że poczerwieniała.
- Ty i te twoje pomysły. Lepiej
na poważnie zajmijmy się lepieniem, bo nie zdążymy do jutra - obeszła ławę,
walcząc z rumieńcami. Czy już nie będzie mogła z nim normalnie porozmawiać?
Spojrzała na jego ręce walczące z ciastem. Naprawdę lubiła ich dotyk i ciekawym
doświadczeniem okazała się sytuacja, gdy to ona nimi kierowała.
- To opowiesz babci, jakie masz
oceny? - zażartował, próbując ją rozbawić, jednocześnie wskazując na kolana.
Gdy Polka pochyliła się by dosięgnąć do dalszej części stołu, chłopak chwycił
ją w pasie i usadził na swoich nogach.
- Ej! - zawołała, gdyż straciła
przy tym manewrze równowagę i musiała objąć siatkarza mocniej, niż by wypadało.
Spojrzała na niego z lekko rozchylonymi ustami, a on wpatrywał się w nią
brązowymi oczyma.
- No co? - powiedział cicho,
nieznacznie pochylając się w jej stronę.
- Zawsze musisz postawić na
swoim? - poluźniła uścisk na jego szyi.
- Znasz mnie - mrugnął do niej i
przysunął się bliżej, nie pozwalając jej na odsunięcie się. - Tak ci to
przeszkadza?
- Całkiem wygodnie - rozsiadła
się. - Ale nie wiem, czy wypada. Sam powiedziałeś, że nie jesteśmy... - urwała,
oddając się kulinarnemu zajęciu.
- Nie jesteśmy..? - zmarszczył
brwi, jednak ona nic nie powiedziała, zajęta lepieniem. - Mely! Mamy okazję,
żeby pogadać, a ty jak zwykle uciekasz.
Przestała dopiero kiedy chwycił
jej dłonie. Dziewczyna jakby lekko skurczyła się w sobie.
- Przecież tu siedzę, nigdzie nie
uciekam.
- Ale udajesz, że mnie nie słyszysz.
Co my nie jesteśmy? Dokończ, proszę.
- No nie jesteśmy ze sobą, razem
- wydukała kompletnie onieśmielona. A może on wcale nie myślał o nich w takich
kategoriach i się wygłupiła? Bardzo chciała zniknąć albo zapaść się pod ziemię.
- Cóż... - zamyślił się na chwilę
i podrapał się po głowie. - Ja, tak sądzę, nie traktuję tego jako tylko... -
urwał, widząc jej minę. Nie wiedział, czy właśnie czeka na jakąś deklarację z
jego strony, czy też woli, żeby właśnie żadna nie padła. - Nie wiem, w jaką
stronę zmierzamy, ale podoba mi się to.
- Skłamałabym, gdybym
powiedziała, że mi nie. Czuję się tylko zagubiona - wyznała szczerze.
- Ja czasem też. Nie wiem, na ile
mogę sobie pozwolić, czego ty chcesz i czy przypadkiem cię nie zranię - odparł
cicho, opierając brodę o jej ramię. - Zróbmy coś z tym.
- Coś? Mam cię poprosić o rękę? -
zaśmiała się.
- Lepiej nie - odezwał się ktoś w
progu, a młodzi odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ziemborowska czym prędzej
zeszła z kolan siatkarza.
- Coś się stało? - zapytała.
- Mieliście kleić pierogi, a nie
kleić się do siebie - mężczyzna wszedł do kuchni i obrzucił wzrokiem ich
dokonania.
- No i lepiliśmy, choć Aleksowi
nie szło to najlepiej - stwierdziła, zerkając na deskę. Faktycznie, leżało tam
zaledwie kilka pierożków. - Już wracamy do pracy. Nie martw się, zdążymy do
wigilii.
- Teraz to ja cię kolego zabieram
na prawdziwe męskie zajęcie - klepnął Aleksandara w ramię. - Jedziemy po
choinkę. Może bez niego lepiej ci pójdzie - uśmiechnął się złośliwie do córki.
- Tato! - jęknęła, szturchając go
w ramię. Aleks patrzył na tę dwójkę z uniesionymi brwiami. Mel odwróciła się
więc w jego stronę i zaczęła mówić po angielsku.
- Mój tata zabiera cię po
choinkę, masz ochotę się wybrać, czy wolisz lepić dalej? Podpowiem ci, wybierz
pierwszą opcję, inaczej stąd nie wyjdzie.
- Nie musi być pan zazdrosny o
córkę. Chętnie pojadę - powiedział zaskoczony chłopak.
- Ubieraj się, czekam w aucie -
odparł gospodarz.
- Mam się bać? - zapytał jeszcze
Aleks, odwracając się przez ramię do Mely. Ona tylko uśmiechnęła się i mrugnęła
do niego. Siatkarz westchnął, po czym założył kurtkę i buty, i wyszedł z domu.
_ _ _
Siatkarze z Bełchatowa dostali
zaledwie kilka wolnych dni w okresie świątecznym. Nikt nie narzekał. Każdy
cieszył się choćby chwilą spokoju w otoczeniu rodziny. Chcieli na moment
zapomnieć o siatkówce, skupić się na domowym cieple. Bartek uwielbiał święta w
swoim domu. Mnóstwo pysznego jedzenia i cała najbliższa rodzina pod ręką. Jego
brat rósł jak na drożdżach, więc starał się spędzać z nim dużo czasu, by ciągle
utrzymywać z nim dobry kontakt. Tak, to był dla niego najlepszy czas w roku. W
jego torbie w pokoju leżały zapakowane prezenty dla najbliższych. W tym jeden
dla brunetki, która zajmowała sporą część jego myśli. Nie planował zrywać
kontaktu z Joasią, a wręcz przeciwnie.
Poinformował rodzicielkę, że
wybywa na jakiś czas, ale na pewno wróci na kolację. Wsiadł do samochodu, na
siedzeniu pasażera odkładając podarek. Bez problemów pokonał drogę do
mieszkania dziewczyny. Kiedyś wyłudził od niej adres, bo przecież ona już u niego
była. Teraz w końcu mógł go wykorzystać.
Chwilę stał pod drzwiami, jakby
wahając się, czy aby na pewno powinien zakłócać jej przedświąteczny okres.
Odetchnął głęboko i uniósł dłoń, zwijając palce w pięść. Delikatnie zastukał o
drewniane skrzydło, potem ponownie. Nie minęło kilka chwil, a przejście
otworzyło się. Otworzył zaskoczony usta, widząc przed sobą pana w średnim
wieku. Miał na sobie opinającą się na brzuchu koszulę i krzaczastego wąsa pod
nosem. Bartek zamrugał kilkakrotnie i pokręcił głową. Miał wrażenie, że dłonie
zrobiły się dziwnie wilgotne.
- Dzień dobry - przywitał się,
odchrząkając nieprzyjemną gulę w gardle.
- Tak? - Mężczyzna spojrzał na
niego z zainteresowaniem.
- Czy jest może Asia? - zapytał
szatyn, przypominając sobie, że wciąż trzyma ręce w kieszeniach. Wyciągnął je
szybko, ale nie wiedział, co z nimi zrobić. W końcu splótł je za plecami.
- A pan to..?
- Jestem jej kolegą - rzucił
uspokajająco, mając cichą nadzieję, że ta krępująca sytuacja w końcu się
skończy.
- Jakiś pan… wyrośnięty - ocenił
go pan domu. - Wejdź, zaraz ją zawołam. Uwaga na głowę.
Bartek przestąpił próg, ciągle
odczuwając zdenerwowanie. Ozdobne pudełko uwierało go pod kurtką. Zerkał w głąb
domu, ale nie dostrzegł nigdzie dziewczyny. Do jego nosa doleciał tylko zapach
jakiegoś ciasta. Zupełnie jak w jego domu, przygotowania do świąt szły tu pełną
parą. Nie spodziewał się zobaczyć brunetki w fartuszku. Jakoś to mu do niej nie
pasowało.
- Asia! - zawołał ojciec. - Jakiś
wielki kolega do ciebie!
Dziewczyna siedziała w swoim
pokoju i kleiła misterne ozdoby z papieru na choinkę. Zawzięła się tego roku i
postanowiła przygotować coś sama, widząc horrendalne ceny w sklepach za kawałki
plastiku pomalowane farbą. Jej pokój zdobiły strzępki papieru i brokat. Sama
pewnie cała się błyszczała, ale nie zważała na to. Okrzyk taty ją zadziwił. Nie
spodziewała się gości, a na pewno nie miała “wielkich kolegów”. Chociaż…
- Bartek? - rzuciła zdumiona, gdy
zbiegła po schodach.
- Cześć - powiedział Kurek,
wyraźnie się rozluźniając. Dziewczyna przez chwilę stała na ostatnim stopniu,
unosząc brwi z zaskoczeniem.
- Cześć, co ty tu robisz? Nie
spędzasz świąt w domu?
- Oderwałem się od lepienia
pierogów - zabawnie zmarszczył nos na samo wspomnienie świątecznych obowiązków.
- Chciałem złożyć ci życzenia i… w ogóle.
- I przyjechałeś tu specjalnie? -
dalej nie dowierzała. - Do mnie? Dziękuję. Ja tobie też życzę Wesołych Świąt i
żebyś nie dostał rózgą po tyłku. Może usiądziesz na chwilę? W kuchni na pewno
się znajdzie coś słodkiego - zaproponowała.
- Nie chciałbym przeszkadzać -
zaprotestował, ale ona tylko pociągnęła go za rękę w stronę pomieszczenia.
- Za tą trasę jestem ci winna
chociaż herbatę - odparła, sadzając go na krześle. - Czarna, owocowa?
- Czarną poproszę - uśmiechnął
się lekko, ściągając kurtkę. Nagle, z kieszeni wypadło niewielkie pudełko,
które z głuchym stuknięciem wylądowało na ziemi.
- Jak zawsze niezdarny -
zażartowała, zajmując się wstawieniem czajnika na gaz. - Cud, że głowy z karku
nie upuściłeś na podłogę.
- Jak zawsze miła - wytknął jej
język. - Słuchaj, Asia - obracał zawiniątko w palcach. Poczekał aż dziewczyna
położy dwa kubki na stole. - Są święta… To dla ciebie - przesunął pudełko na
blacie w jej stronę.
- Dla mnie? - wpatrywała się w
stół wielkimi oczami. - Ja nie… Dziękuję
bardzo, ale…
- Po prostu go weź, ok? -
popatrzył na nią błagalnie.
- No to zobaczmy, co tam
wymyśliłeś - uchyliła wieczko, a jej oczom ukazały się śliczne kolczyki w
kształcie rombów zbudowanych z kilkunastu niebieskich łezek. - Śliczne.
- Jak już mówiłem, to prezent dla
ciebie. Naprawdę jesteś mi bliska - niepewnie dotknął jej dłoni. - Chciałbym,
żebyś dalej ze mną rozmawiała.
- A co z Dominiką?
- Póki co, nic się nie zmieniło.
- Bartek spuścił głowę, wpatrując się w kubek. Usłyszał ciche westchnięcie.
- Oj, Kurek, Kurek. I co ja mam z
tobą zrobić? - pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.
- Dać mi trochę czasu -
powiedział cicho. Posłał jej nieśmiałe spojrzenie i rozluźnił się, widząc, że
nadal siedzi naprzeciwko niego.
- Niech ci będzie, niedorajdo -
zażartowała. - Może za rok będziesz wolny.
- Chcesz na mnie czekać? - uniósł
zawadiacko jedną z brwi.
- Ja mam cię chcieć za chłopaka?
Takiego niezaradnego wielkoluda? Chyba żebyś mi firanki wieszał i ścierał kurze
z górnych półek - prychnęła, udając niechęć.
- No wiesz! - siatkarz aż
poderwał się z krzesła.
- Zluzuj majty, siadaj -
powiedziała. - Ja ci niczego nie obiecam, bo ty mi też niczego nie możesz
zadeklarować. Zresztą nie zamierzam cię do niczego zmuszać. To twoje życie, sam
sobie wybierasz kobiety. Masz dziewczynę. Ja mogę zostać tylko twoją
przyjaciółką, jasne? - obserwowała uważnie jego twarz.
Może i trochę przygasły iskry w
jego błękitnych oczach, ale dla niej liczyło się czyste sumienie i uczciwość
wobec samej siebie. Gdyby dopuściła go zbyt blisko, z łatwością pozwoliłaby mu
się omotać. Tak było z wizytą u niego, kiedy się pocałowali. Szatyn doskonale
potrafił czarować i uwodzić. Ciężko było się oprzeć jego urokowi. Pewnie gdyby
nie jego upiorna partnerka, w końcu skończyliby jako para. Na razie
powstrzymała tak szalone wizje. Wszystko było w jego rękach.
- Zrozumiałem - pokiwał głową. -
Gdyby coś się zmieniło, to dowiesz się pierwsza.
- Tylko mam nadzieję, że nie
dostanę codziennie litanii narzekań na twoją dziewczynę - zastrzegła.
- Bez przesady. Nie jestem taki -
przewrócił oczami.
- Kto cię tam wie, Kurek.
______________________________
Ktoś bliski i poniekąd mądry powiedział mi, że możecie pomyśleć, że mam was gdzieś w związku z brakiem publikacji odcinków. Muszę was zapewnić, że tak nie jest. Wasze komentarze i dopytywanie bardzo mnie cieszyły :) Nie wiem, czemu nie umiałam wykrztusić sama z siebie kilku stron od tamtej pory. Pewnie to było 50% lenistwa, a reszta pozostała dla mnie tajemniczą blokadą.
Tak sobie teraz myślę, że powinnam w tym roku to skończyć i zamknąć, no nie? ;) Obiecuję częściej zaglądać do moich magicznych dokumentów i częściej zjawiać się tutaj :) Naprawdę, niedużo nam zostało. Odcinki lecą, a ktoś się jeszcze nie zeszedł, co? :-P
Dziękuję za wsparcie moim dziewczynom, zwłaszcza tym, które wprost pisały, kiedy odcinek :) i wam wszystkim :)
P.S. Podobno jestem zołzą ;)