Sprawy
dekoracyjne zawsze należy powierzać kobietom, naprawdę. Jeśli chce się mieć dom
i choinkę w dobrym stanie, lepiej nie angażować w to facetów. Melania co roku
świetnie się bawiła przy ustrajaniu świątecznego drzewka. Nawet teraz, z dokuczającym
jej siatkarzem.
- A teraz,
mądralo, załóż gwiazdę na czubek, bo tylko ty jesteś wysoki jak drabina –
rozkazała.
- Hej! -
zawołał, udając obrażonego. - Wiesz, skoro mam być drabiną, ktoś musi się po
niej wspiąć! - zaśmiał się i chwycił Mel na ręce. Zaskoczona dziewczyna pisnęła
i chwyciła się go kurczowo za szyję. - Czubek jest tam.
- Chyba raczej
tu - wskazała palcem na jego głowę. - Puść mnie, bo sobie krzywdę zrobisz.
- Powiedzmy,
że będzie to mój trening siłowy w ramach świąt - stwierdził, podnosząc ją
wyżej, by z łatwością mogła zawiesić ozdobę. - U mnie jesteś bezpieczna.
- Co nie
znaczy, że i tak mam lęk wysokości - jęknęła. Szybkim ruchem umiejscowiła
gwiazdę na szczycie choinki i mocno złapała obiema rękami bruneta. - Poproszę
na dół.
- Ale mnie się
tak podoba - stwierdził, jednak widząc wzrok dziewczyny, wolno zsunął ją w dół.
Nie zdjął jednak dłoni z jej talii, nawet, kiedy już pewnie stała na ziemi. -
Jakaś nagroda za bezpieczną podróż?
- Dziękuję,
moja windo - poklepała go dłonią po policzku i poszła do jadalni.
- Ale jesteś -
mruknął niepocieszony i poszedł za nią. - To co teraz?
- Teraz trzeba
nakryć do stołu. Możesz sobie to darować - pocieszyła go.
- Najpierw
powieście jemiołę! - Mama rzuciła w nią ozdobnym kłębkiem.
- Znowu to samo
- jęknęła Melania, patrząc to na żyrandol, to na stół. Nie lubiła się na niego
wdrapywać, bo miała wrażenie, że się pod nią załamie. Chociaż, skoro
wytrzymywał ogrom świątecznych dań, to musiał być solidny.
- Co to jest?
- zainteresował się Aleksandar, podchodząc bliżej Mely. Ta spojrzała na niego z
taką miną, że aż się odsunął. - Co trzeba z tym zrobić?
- O jemiole
słyszałeś? Na pewno widziałeś w jakimś filmie - zaczęła tłumaczyć.
- To te
gałązki pod którymi trzeba się pocałować? - wyszczerzył się siatkarz.
- Nie jesteś
taki głupi, na jakiego wyglądasz - mruknęła pod nosem. Stanięcie na krześle nic
nie dało. Była skazana na stół.
- Mogę
wiedzieć, co ty wyprawiasz? - założył ręce na piersi, wpatrując się w nią z
rozbawieniem. Wiedział, że w końcu będzie musiała poprosić go o pomoc.
- Wieszam ją
pod sufitem - odparła dziarsko. - Kto wymyślił takie wysokie pomieszczenia?
- Wiesz, że
ja... - zaczął, jednak ona przerwała mu gwałtownie.
- Nie ma mowy,
nie wejdę na ciebie znowu! - zawołała, prawie tracąc równowagę. Aleks chwycił
ją za ramię.
- W takim
razie ja ją powieszę. Tylko powiedz mi, gdzie dokładnie.
- Głupie
pytanie, na środku. - Wskazała ręką miejsce i przekazała mu jemiołę.
- Kolejny
pierwszy raz - uśmiechnął się, zawiązując sznureczek na kokardkę. Listki
obwiązane czerwoną wstążką ładnie wkomponowały się w starą, brązową lampę.
Aleks opuścił ręce i zerknął na Mely, która zadowolona stała obok.
- Nie sądzisz,
że powinniśmy coś zrobić? - łobuzerski błysk czaił się w oku Atanasijevica.
- Zupełnie nie
wiem, co masz na myśli - wzruszyła ramionami, i już chciała się odsunąć, kiedy
usłyszała głos z korytarza.
- Melka,
matura w tym roku! Jak się nie pocałujecie, to ściągniecie na siebie pecha! -
lamentowała babcia. - Już mnie nie ma, a ty, Aleks, całuj ją!
- Ale babciu!
- zawołała Mely, jednak siatkarz, odwrócił ją w swoją stronę i objął jedną
ręką, a palcami drugiej podniósł jej brodę do góry.
- Chcesz nie
zdać? - wyszeptał, patrząc prosto w jej oczy.
- Proszę cię,
przecież to nie zależy od takich zabobonów - prychnęła. - Nie mów mi, że w to
wierzysz.
- Może lepiej
nie zapeszać? Poza tym, nawet jeśli, co ci szkodzi?
- W kuchni
jest mama, tata ogląda telewizję... - Przygryzła wargę. To była kusząca
propozycja, ale bała się. Wtedy na parkingu wszystko wyszło spontanicznie.
- Sądzę, że
babcia jest po naszej stronie. - Uśmiechnął się, obejmując dłonią jej policzek.
Pochylił się nieznacznie, czekając na jej reakcję, a kiedy nie dostrzegł
sprzeciwu, delikatnie musnął jej wargi.
Tym razem nie
uciekła. Ba, sama przylgnęła do niego mocniej, zarzucając ręce na szyję Atana.
Wspięła się na palce, by być jak najbliżej niego. On szczelnie otaczał ją
swoimi ramionami i całował coraz zachłanniej. Mruknął zadowolony, kiedy
delikatnie przygryzła jego wargę. Powoli sunął dłońmi po jej plecach, aż
zatrzymał je na jej biodrach i ruszył w drogę powrotną, nieznacznie muskając
palcami skórę pod koszulką Mel. Drgnęła lekko, lecz nie przerwała pocałunku.
Świat dookoła nich zdawał się nie istnieć. Ona za to wplątała palce w jego
miękkie loki. O mało nie pisnęła, gdy siatkarz lekko ją podniósł, by ich twarze
znalazły się na tej samej wysokości. Do ich poczynań wkradała się coraz większa
namiętność. Zaczerpnęła powietrza, przy okazji patrząc w jego oczy.
- Chyba już
załatwiłam sprawę egzaminów - mruknęła.
- To teraz
moje wygrane mecze - odparł szybko chłopak i powrócił do przerwanych czułości.
Mely zsunęła
dłonie na kark atakującego, rozmasowując lekko jego mięśnie. Nie zastanawiając
się długo, oplotła nogi wokół jego bioder. Aleksandar podszedł z nią do ściany
tak, by Ziemborowska mogła się o nią oprzeć. Kompletnie ich poniosło, ale nigdy
nie czuli się swobodniej i bardziej szczęśliwi.
- Gołąbeczki
moje, mam nadzieję, że dochowaliście tradycji, bo, potrzebuję cię w kuchni,
Mely - krzyknęła kobieta. Dziewczyna zeskoczyła gwałtownie na ziemię.
- O rany -
jęknęła dziewczyna, na co Aleks zaśmiał się i jeszcze raz delikatnie musnął jej
usta. - Dobrze, że tu nie weszła.
- Zapewniam
cię, że wcale nie byłaby zgorszona - puścił do niej oko, po czym otworzył drzwi
i przepuścił ją przodem.
- Dziecko, jak
ty wyglądasz? Jakbyś znalazła się w lesie z inwazją jemioły - szturchnęła ją
kobieta.
- No już -
jęknęła, nerwowo przeczesując włosy palcami. Babcia uspokajająco położyła jej
dłoń na ramieniu, po czym sama ułożyła niesforne kosmyki.
- Wybacz -
wyszczerzył się Aleks, przechodząc obok. Mel posłała mu tylko groźne
spojrzenie, jednak uśmiech chłopaka ją rozbroił. Machnęła ręką i weszła do
kuchni. Starsza kobieta popatrzyła na chłopaka, który wbiegał po schodach.
- No. Może
być.
_ _ _
Ratuj, Asia, ratuj. Dominika mnie maltretuje, czemu nie zaprosiłem jej
do siebie na święta :/
Niech pomyślę... Twoi rodzice nie wiedzą, że z nią jesteś?
Czytasz w myślach! Jesteś potworem!
To ty jesteś potworem, oszukujesz biedną dziewczynę.
A to moja wina, że do niej nie dociera inne tłumaczenie? Nie chcę być
brutalny...
Czasem w życiu tak trzeba. Inaczej nie dostaniesz wszystkiego, czego
chcesz. Ups, zapomniałam. Ty nie wiesz, czego chcesz.
Asia... To nie jest takie proste. Przyznaję, że się zagubiłem, ale
długo tego nie pociągnę. Nie dam rady. Dlaczego nie mogłem spotkać cię
wcześniej?
Bo nie oglądałeś się na dziewczynki w gimnazjum. Chyba że masz jakieś
pedofilskie zapędy. Powinnam wybrać 112?
Czarownica!
Nie
mogła się powstrzymać od uśmiechu pod nosem. Kilka lat temu faktycznie ona była
w gimnazjum, a on zdawał maturę. Teraz jakoś ta różnica wieku nie stanowiła
przepaści. Miała wiele koleżanek z chłopakami starszymi o kilka lat. Przez
chwilę zastanawiała się, czy jej by to przeszkadzało. Jej myśli niebezpiecznie
podstawiły Kurka na miejscu jej ewentualnego partnera. Nie od razu je odegnała.
Jednak na razie mogła tylko marzyć, bo on nie potrafił sobie poradzić ze swoją
niechcianą dziewczyną. Gdyby nie zaprotestowała, pewnie wpakowaliby się w
romans za plecami Dominiki. Asia miała do siebie jeszcze tyle szacunku, żeby
nie brać się za zajętych facetów.
Na
razie dobrze się bawiła z nim, jako znajomym. Zdobyła jego zaufanie, bo
zwierzał jej się ze swoich problemów. Oczywiście, to nie była wymarzona funkcja
- wysłuchiwanie tych samych żali co jakiś czas. Coraz bardziej ogarniała ją
ochota, żeby walnąć siatkarza w głowę, bo komuś z zewnątrz ciężko byłoby
uwierzyć, że dorosły facet i, cóż, światowej klasy siatkarz ma problemy z
natrętną byłą bądź obecną dziewczyną. Starała się mu zawsze coś doradzić,
jednak wolałaby, gdyby przyjmujący wdrażał te pomysły w życie.
Joanna
poddała się świątecznej atmosferze w jej domu, co przyniosło jej wiele radości.
Ostatnie dni w tym roku z wielką chęcią poświęciła rodzinie, gdyż te relacje
okazały się o niebo łatwiejsze i mniej skomplikowane niż jej znajomość z
Bartkiem. Uśmiechała się do wszystkich, bawiła z młodszymi kuzynami, grała na
komputerze z rodzinną młodzieżą. Jednak mimo wszystko sporą radość sprawiły jej
życzenia od siatkarza, które otrzymała w wiadomości. Mimochodem zerknęła na
pudełko, które wręczył jej przed świętami.
Domyślam się, że u ciebie panuje taki sam kocioł jak u mnie, dlatego
wolałem napisać niż zadzwonić, bo albo byś mnie nie usłyszała albo ja dukałbym
coś nieskładnie. Doceń, pół godziny układałem sobie wszystko w głowie. Asiu,
życzę ci w te Święta wszystkiego, co najwspanialsze. Nie przejmuj się maturą,
bo jesteś najmądrzejszą dziewczyną jaką poznałem. Mam nadzieję, że za rok
jeszcze będziesz chciała mnie znać, bo ja za nic nie chciałbym stracić z tobą
kontaktu. Bądź zdrowa, szczęśliwa, piękna i wspaniała przez cały rok, taka jak
teraz! :)
W
duchu dziękował rodzicom za brata, który zjawił się tak niespodziewanie w ich
rodzinie. Początkowo uważał to za prawdziwą katastrofę, ale z każdym kolejnym
rokiem kochał Kubę coraz bardziej. Teraz nie wyobrażał sobie swojej rodziny bez
niego. Mała żywa kulka energii, która rozśmieszała wszystkich i zaskakiwała
swoimi pomysłami. Kiedy tylko był na dłużej w domu, spędzał z nim mnóstwo
czasu, a i chłopiec garnął się do starszego brata, który w jego oczach urósł
wręcz do ideału do naśladowania. Siatkarz zdecydowanie bardziej wolał pomaganie
w domu, niż odczytywanie milionowych wiadomości z pretensjami od Dominiki.
- Bartek,
podsadzisz mnie do góry choinki? - usłyszał wołanie z salonu, jak tylko wrócił
z wyprawy do Joasi.
- Nie sądzisz,
że gwiazdę zakłada się na końcu? - Przyjmujący spojrzał sceptycznie na brata.
- Ale ja
zakładam na początku i koniec. Kazaliście mi ubrać choinkę, nie powiedzieliście
jak - odparł chłopiec z cwanym uśmiechem.
- Jak taka
mała przekupka na targu - westchnął szatyn. - Chodź no tu, słoniu. - Podszedł i
chwycił go w pasie.
- Jak ja
jestem słoń, to ty jesteś wieloryb!
- Wieloryby
ważą kilka ton - oburzył się.
- No i?
Przecież to twój przedział wagowy - zaśmiał się Jakub.
- O ty! Zaraz
cię upuszczę albo posadzę na czubku zamiast tej gwiazdy!
- Mamo! Tato!
- zaczął wołać chłopiec, szarpiąc się w uścisku brata. Rodzice nie przybiegli
na gwałt, bo już przywykli do sprzeczek rodzeństwa. Wiedzieli, że najlepiej
poradzą sobie sami.
- Nikt ci nie
pomoże cwaniaku. - Bartek uśmiechnął się szeroko.
- Jak mnie tam
wsadzisz, to złamie się choinka i zbijemy wszystkie bombki w pudełkach -
analizował Kuba.
- No i?
- Będziesz
musiał je odkupić.
- A kto
powiedział, że to będzie moja wina? - Spojrzał na młodszego brata zmrużonymi
oczyma.
- Ja! Wiem! A
może ty chcesz je zbić i pojechać do galerii, bo podobała ci się pani Aniołek!
- zawołał z satysfakcją chłopiec. Kurek powstrzymał się przed rozdziawieniem
ust. Po raz kolejny doszedł do wniosku, że wyhodował we własnym domu żmiję.
- Skąd taki
pomysł panie mądraliński? - Uniósł brew do góry.
- Bo ja
poszedłem do Mikołaja, a ty ją podrywałeś - odparł chłopiec, a jak tylko
znalazł się na ziemi, uciekł do kuchni.
Bartosz
pokręcił głową z uśmiechem. Naprawdę nie chciał, żeby dzieciak z podstawówki
okazał się mądrzejszy od niego. Zerknął na nieubraną choinkę z gwiazdą na
czubku. Boże Narodzenie zapowiadało się jak zawsze ciekawie. Pozostawało mieć
nadzieję, że ta mała papla nie rozpowie wszystkim historii o Aniołku. Poukładał
sobie sprawy z Joasią i chyba tylko Dominika stała mu na przeszkodzie, żeby
spróbować czegoś nowego z kimś innym. Sięgnął telefon z kieszeni, opadając na
fotel. Ocknął się kilkanaście minut później, kiedy jedna z plastykowych bombek
turlała się po podłodze. Kuba wyszczerzył się do niego.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Witam wszystkich spragnionych świątecznego Aleksa. Ostatnio trafiłam na kilka zdjęć Skry z poprzednich sezonów i zatęskniłam za Loczkiem w naszym kraju... No ale, czasem uda mi się obejrzeć mecz Perugii no i poluję oczywiście na mecze Serbii w okresie reprezentacyjnym.
Czas popchnąć ich do przodu, bo pomysły są, a pisać i publikować nie ma komu :( Popracuję nad tym, a jeśli przeczyta to moja współlokatorka, to ona z pewnością też mnie zagoni do roboty. Pozdrawiam cię serdecznie, Cass!
Do usłyszenia! Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze i moooorze cierpliwości!